wtorek, 25 czerwca 2019

Recenzja #260 - Umarł król, niech żyje król - Śmierć królów - Bernard Cornwell


Opis fabuły

Uhtred został przeniesiony w chwilowy stan spoczynku, jako że ze strony Duńczyków nic nie grozi Wessexowi, a król Alfred coraz bardziej podupada na zdrowiu. Myśli niemłodego już wojownika nadal krążą wokół rodzinnej fortecy, kiedy nagle otrzymuje on niezwykle ważną misję. Sojusz między zachodnią a wschodnią częścią Anglii byłby spełnieniem marzeń panującego króla i jego syna Edwarda. Niestety, okazuje się, że celem podstępnego Eohrica wcale nie był pokój, ale zwabienie Uhtreda w pułapkę i zabicie go...


Opinia

Lekturę poprzedniego tomu zakończyłam trochę zmęczona i jednocześnie od kolejnej części przygód Uhtreda oczekiwałam o wiele więcej. Na szczęście, moje marzenia się spełniły, a Śmierć królów już od pierwszych stron porwała mnie w świat politycznych intryg i zawirowań.
Tym razem powieść tworzy swego rodzaju zamkniętą całość, rozpoczynającą się w bliżej nieokreślonym czasie po końcu piątej części. Uhtred ponownie opowiada nam historię swojego życia, tym razem zaczynając od bardzo nieudanego zamachu na swoje życie. Następnie staje się on posłańcem i negocjatorem między dwoma władcami, ale i tu czyha na niego niebezpieczeństwo. Miałam wrażenie, że z czasem główny bohater staje się coraz ważniejszą osobistością w królestwie, ponieważ, mówcie sobie co chcecie, ale to on zwykle prowadził wojska Alfreda do zwycięskich bitew. Myślę, że nadszedł najwłaściwszy moment, by w końcu jakoś uhonorować go za lata zasług i poświęceń dla królestwa.


Bardzo podobało mi się pokreślenie już nie tak młodego wieku głównego bohatera, z którego on sam powoli zaczął zdawać sobie sprawę. Wydawało mi się, że ten tom posłużył do przeprowadzenia pewnego rodzaju czystek wśród bohaterów, ponieważ nie pojawiło się zbyt wiele nowych znaczących postaci, a te wprowadzone prawdopodobnie zajmą wkrótce miejsce znanych nam już bohaterów. Autor odszedł także od dość powszechnego już schematu. Tutaj nie pojawił się znikąd potężny wódz wikingów, któremu trzeba by było stawić czoła. Zamiast tego poświęcono trochę czasu na przemijanie oraz przełom w losach Anglii - zmiana panującego na przełomie wieków. Nowe, młode pokolenie nie jest już, jakby to ujął Uhtred, świętoszkowate, co bohater i narrator jednocześnie skwapliwie podkreśla.


Pamiętam moje zarzuty co do Płonących ziem, czyli mało podniosłe bitwy i lekkie "rozmemłanie" akcji. Tutaj powrócono do świetnej formy z tomu czwartego, czyli mnóstwa intryg politycznych, zasadzek i oszustw. To wszystko prowadziło do wielkiej bitwy, której opisowi towarzyszyły wypieki na mojej twarzy. W Śmierci królów Cornwell połączył to, co dotychczas było w jego książkach najlepsze - niewybredny humor, politykę oraz genialne sceny batalistyczne. Także Uhtred przestał się moralizować, a jego umysł ponownie zaprzątnęły kwestie religijne. Czytelnik może bardzo dobrze obserwować sytuację i rozwój chrześcijaństwa na ziemiach anglosaskich. Dla głównego bohatera jest to religia niezrozumiała, co ujawnia się w jego dowcipach (które chyba żartami miały w ogóle nie być), ale ten brak zrozumienia nie jest w jego przypadku powodem do nienawiści. Niestety, w drugą stronę działa to zupełnie inaczej, ponieważ wojownik dość często jest gnębiony i krytykowany przez księży tylko z powodu innej wiary.


W tym tomie zmienił się nam tłumacz i jest to zauważalne. Nastąpiła bowiem archaizacja i zabieg ten odniósł skutek jak najbardziej pozytywny, dodając książce klimatu. Pojawiły się jednak wulgaryzmy i dość gorszące określenia na panie dotrzymujące wojownikom towarzystwa w przydrożnych tawernach. Rozumiem, że należy nazywać rzeczy i osoby po imieniu, ale w poprzednich częściach jakoś obyło się bez tego.
Wraz z tempem akcji poprawiła się korekta, a kolejna książka na półce oznacza następny element obrazka. Przyznaję, że dotychczasowa układanka prezentuje się naprawdę majestatycznie!
Polecam tę książkę miłośnikom przygód Uhtreda, rzecz jasna, oraz fanom powieści historycznej. Odkryjcie losy Anglii sprzed zjednoczenia królestw i poznajcie krwiożerczych wikingów, którzy w praktyce nie zawsze byli tak brutalni i dzicy.
Ines de Castro

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.