Pewnego wieczoru, kiedy miałem dziesięć lat, zobaczyłem, że Amber płacze. Zakradłem się do niej, żeby ją uspokoić i skończyło się na tym, że obom siebie zasnęliśmy. Powtórzyło się to następnej nocy i kolejnej. Ona płakała a ja przychodziłem do niej przez okno. W końcu przerodziło się to w rutynę...
Amber może znieść dotyk tylko swojej mamy, brata i Liama. Ten ostatni jest niczym członek jej rodziny, w końcu to najlepszy kumpel brata dziewczyny. Kiedy dziewczynka miała 8 lat, mały Liam zakradł się do jej sypialni i uspokoił ją, gdy płakała. Przypadkiem razem zasnęli, a po kilku razach przerodziło się to w rutynę. Teraz, po 8 latach, Amber nadal zasypia w ramionach czułego i troskliwego Liama, który jest jej lekiem na koszmary. Ale w ciągu dnia Liam jest inny - każdego ranka zmienia się w podrywacza, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Z żadną nie zostaje dłużej niż na kilka nocy. Jaki jest prawdziwy Liam? Kto stanie u boku Amber, gdy mroczne demony z jej przeszłości powrócą?
~Nim przejdziemy do opinii, chciałabym zwrócić Waszą uwagę na zmianę w dodawanych zdjęciach. Postanowiłam zacząć korzystać z darmowych banków zdjęć, bo można znaleźć tam przepiękne grafiki, jak od teraz będziecie się przekonywali w kolejnych postach~
Do tej książki ciągnęło mnie już od dawna, ze względu na liczne zachwyty w blogosferze oraz bardzo intrygujący opis. Zastanawiało mnie bowiem, dlaczego mimo ośmiu lat wspólnego zasypiania, Amber i Liam nie są parą. W trakcie czytania tej powieści (bo w końcu skusiłam się na nią - promocje Woblinka są naprawdę dobre!) wielokrotnie zadawałam sobie to samo pytanie. Dziwiło mnie też, dlaczego Amber nie próbuje rozgryźć uczuć Liama, przebić się przez jego skorupę. Przecież właściwie dorastali razem, musiała widzieć kiedy Liam zmienił się w bezwzględnego podrywacza, prawda? A uwagi tej dziewczyny nie przykuwało kompletnie nic!
Kolejna sprawa, której poświęciłam swoje rozmyślania, to sprzeczne skrajności, w które popadała Amber. Z jednej strony bała się cudzego dotyku, ale z drugiej ubierała się tak, że większość facetów nie mogła się jej oprzeć. Rozumiem, że chciała wyglądać ładnie, ale swoim zachowaniem niejednokrotnie, moim zdaniem, mogła sprowokować sytuacje, w których potrzebowałaby pomocy, bo dostałaby ataku paniki. Tak samo zresztą dziwne było jej zachowanie w stosunku do Liama. Teoretycznie bała się bliskości, a w praktyce często to ona inicjowała różnego rodzaju zbliżenia. Najbardziej ,,kumatą" postacią w całej książce jest niewątpliwie Jake. On, jako jedyny, potrafił wyciągać logiczne wnioski na podstawie poczynionych obserwacji. U reszty poziom dedukcji był niestety bardzo bliski zera. Jake bardzo dobrze odgrywał także rolę troskliwego brata, który dobro siostry potrafi przedłożyć nad własne. Podobało mi się również opisanie typowych, ludzkich reakcji - zazdrości, skrępowania, zdziwienia. Nic nie było tutaj przekoloryzowane ani sztuczne. Autorka pokazała także, z jakimi problemami mogą borykać się młodzi ludzie. W pewnym momencie wydawało mi się, że tych kłopotów bohaterowie mają zdecydowanie za dużo, ale bądźmy szczerzy - każdemu czasem zdarza się ,,kumulacja" dobrych lub złych chwil.
Myślę, że Kirsty Moseley stworzyła bardzo dobrą, romantyczną historię dwojga ludzi, która dodatkowo ukazuje czytelnikowi wartości, jakimi można się kierować w życiu. Samo to przechodzenie przez okno itp. było dość nieprawdopodobne, ale komu nie podobają się ciut nierealne historie zakochanych? Autorka wplotła w powieść sceny erotyczne, ale nie są one wulgarne. Wszystko w tej książce jest bardzo proste i subtelne. Nie ma tutaj owijania w bawełnę, miliarda metafor i opisów czy przekleństw i gorszących słów. Historia Amber (której imienia nie pamiętałam do połowy powieści) i Liama tworzy harmonijną całość, w którą zostaje zaproszony czytelnik, by odzyskać wiarę, że na tym świecie istnieją jeszcze chłopcy, którzy zakradają się przez okno.
Tytuł został przetłumaczony prawie dosłownie, uniknięto rażących błędów w przekładzie. Okładka należy to jednych z najładniejszych, jakie widziałam. Wielki napis, który normalnie trochę by mnie irytował, zapewnia troszkę prywatności naszym uroczym zakochanym.
Ines de Castro
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz