sobota, 1 kwietnia 2017

Recenzja #92 - Jedna data, wiele wspomnień - November 9 - Colleen Hoover



Kiedy znajdujesz miłość, to ją bierzesz. Chwytasz obiema rękami i robisz co w swojej mocy, żeby jej nie puścić. Nie możesz tak po prostu od niej odejść i oczekiwać, że będzie trwać, dopóki nie będziesz na nią gotowa.






Opis fabuły

9 listopada. Data tragiczna, ale wyjątkowa. Tego dnia Fallon straciła wszystko - marzenia, szanse na karierę, dobre relacje z ojcem i pewność siebie. Tego samego dnia, 2 lata później, Fallon poznaje Bena. I wszystko się zmienia. Miłość błyskawiczna, której dziewczyna tak strasznie nienawidzi, zdaje się pukać do drzwi. Ale, umówmy się, z poważnym związkiem należy zaczekać do 23 roku życia. 5 lat - tak długą próbę czasu będą musieli przetrwać Fallon i Ben. Decydują się na spotkania raz w roku - zawsze 9 listopada, zawsze o tej samej porze. W ciągu roku zero kontaktowania się ze sobą, zero rozmów oraz dzieląca ich odległość. Czy uda się im znieść taką rozłąkę? A może błyskawiczna miłość nie istnieje?




Opinia

Ostatnio przez księgarnię ebooków Woblink mam coraz większą obsesję na punkcie książek Hoover. Wszystko przez te promocje, które sprawiają, że niekupienie jakiejś jej książki wydaje się grzechem! Zresztą, jest to przecież królowa New Adult, a obok takiego tytułu żadna miłośniczka romansów nie może przejść obojętnie.
November 9 dzieli się na kilka dziewiątych listopada, a opis każdego dnia jest autorstwa na przemian Fallon i Bena. W powieści występują też liczne retrospekcje, których zastosowanie było niezbędne. Przeszłość odgrywa bowiem bardzo ważną rolę w życiu bohaterów oraz historii, którą razem tworzą. November 9 jest powieścią szkatułkową - wraz z Fallon mamy możliwość przeczytać fragmenty powieści Bena i poznać całą prawdę o bohaterach książki. Powieść jest naszpikowana aluzjami do utworów Dylana Thomasa, co może zachęcić czytelnika do sięgnięcia po wiersze tego poety.




Jak już wspomniałam, bohaterowie są ścigani przez wydarzenia ze swojej przeszłości. Umówmy się, oboje nie mieli w życiu łatwo. U Fallon chęć zapomnienia o tym, co było jest bardzo widoczna. Natomiast fakty z życia Bena, ujawnione nam w jego książce, wydały mi się trochę naciągane, przez co w ogóle nie były widoczne w jego zachowaniu. Wszyscy bohaterowie są jednak wyraziści i bardzo emocjonalni, przez co sprawiają wrażenie, że możemy ich spotkać na ulicy. Bardziej skupiamy się jednak na Fallon i Benie niż na postaciach drugoplanowych. Rozumiem, to ich historia, ale rozbudowanie postaci Amber czy rodziców Fallon na pewno by tej powieści nie zaszkodziło. Ku mojemu zaskoczeniu pojawili się tu Tate i Miles - bohaterowie Ugly Love. Bardzo miło było mi znowu ich spotkać i dowiedzieć się, jak potoczyły się ich losy.




Akcja toczy się w Ameryce, co nie wprowadza żadnego powiewu świeżości. Bardzo dobrze zostały natomiast rozdzielone środowiska, z których pochodzą bohaterowie - pisarskie i aktorskie. Tę stronę fabuły również bym rozbudowała i dodała więcej szczegółów na temat życia bohaterów między kolejnymi spotkaniami. Sam pomysł na powieść jest na pewno ciekawy i niekonwencjonalny. Stopniowe budowanie relacji oraz przede wszystkim ogromna emocjonalność przyciągają czytelnika i nie dają mu odpocząć. Wszystkie wydarzenia przypominają mi troszeczkę życie typowego pechowca - gdy zaczyna się układać, pojawiają się nowe okoliczności i wali się dosłownie wszystko: uczucia, zaufanie, relacje i mury wybudowane wokół siebie. Jeśli chodzi o emocjonalność, to musimy pogodzić się z tym, że postacie i ich zachowania wzbudzą w nas całkiem skrajne emocje - przy lekturze wielokrotnie przeplotą się śmiech i łzy, ale zapewniam: warto!




Język należy do tych typowo młodzieżowych - potoczny, można znaleźć nawet kilka neologizmów. Wszystko jest przepełnione symboliką oraz, jak już wspominałam, licznymi aluzjami. Autorka dobrze wykorzystała głębię języka, skorzystała z jego wieloznaczności. To samo zostało zachowane w tłumaczeniu, w którym nie ma żadnych błędów. Pięknie zostały też przetłumaczone fragmenty wierszy Bena. Okładka natomiast budzi idealne skojarzenia z książką i nie sposób przejść obok niej obojętnie.
Polecam tę książkę wszystkim, którzy szukają wiary i nadziei w miłość. Każdy mający problemy, kompleksy czy mroczną przeszłość odnajdzie się w tej pięknej i wzruszającej historii.
Ines de Castro

1 komentarz :

  1. Świętny post! Naszła mnie ochota na przeczytanie tej książki! Dziękuję że dałaś radę zachęcić mnie do czytania, mimo tego że nie jest to moją ulubioną formą spędzania wolnego czasu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.