niedziela, 17 grudnia 2017

Recenzja #118 - Niech moc wiatru obudzi Furię - Wiatrodziej - Susan Dehnard + świeczka o zapachu trufli orzechowej Bispol






Opis fabuły

Życie księcia Merika na pewno nie jest usłane różami. Stracił najlepszego przyjaciela, a zaraz potem jego siostra chciała go zabić, wysyłając asasyna, by podpalił jego okręt. Księciu udaje się jednak ujść z życiem, ale pożar na Janie zostawia trwałe ślady na jego ciele i psychice. Razem z majtkiem Cam ruszają do Lovats, by się zemścić, czego nie ułatwia fakt, że do Czaroziemia nieuchronnie zbliża się wojna. Safi i Iseult też nie mają lekko - być może zostały rozdzielone na zawsze. Prawdodziejka towarzyszy cesarzowej Vanessie, a ścigają je piekielni bardowie. Iseult natomiast po raz kolejny trafia na krwiodzieja, który jest bardziej zdesperowany, niż chce pokazać.


Opinia

Udało mi się dostać tę książkę dzięki promocji punktowej na portalu czytampierwszy.pl. Gdy tylko zobaczyłam ją, bądź co bądź taniej, nie wahałam się ani chwili z zamówieniem, mimo że wiedziałam, że nieprędko przyjdzie mi ją przeczytać. Dzięki chorobie zyskałam trochę czasu i postanowiłam zagłębić się w świecie Czaroziemia. Przyznaję, że niewiele pamiętałam z pierwszego tomu, ale w trakcie lektury wszystko się wyklarowało. A jak przebiegła moja przygoda z bohaterami Wiatrodzieja?
Historia opowiedziana w książce została podzielona na 5 głównych wątków: Safi i Vanessy, Iseult, Aeduana, Merika oraz Vivii. Każdy z nich został przedstawiony w narracji trzecioosobowej. Poprzez połączenie się losów postaci, w pewnym momencie dochodzimy do 4, a można nawet powiedzieć, że do 3, wątków. Między nimi nie ma równych odstępów, w jednym rozdziale pojawia się jeden lub czasem kilka wątków. Daje to czytelnikowi pewien efekt zaskoczenia i chęć odkrycia, co będzie dalej.


Dzięki osobnemu opowiedzeniu historii Vivii, postać siostry Merika staje się nam o wiele bliższa. Zyskujemy też dodatkową perspektywę, która w obliczu licznych mrocznych intryg okazuje się bardzo przydatna. Historia Merika jest natomiast niezwykle tragiczna, książę zatraca się w poszukiwaniu samego siebie. Z drugiej strony jest trochę ciapowaty i gdyby nie Cam, który troszczy się o ubrania i jedzenie oraz zna miasto jak własną kieszeń, Merik nie dałby sobie rady. Iseult i Aeduan wydają się oddaleni od całego zgiełku i właściwie nie wchodzą w interakcje z innymi ważnymi w historii postaciami. Oprócz tego jest to oczywiście mój ukochany parring, który chyba zdaje sobie sprawę z wzajemnej sympatii. Muszę jednak przyznać, że Iseult stała się dla mnie bardzo mroczna i tajemnicza, przez co nie wiem, jak ją traktować. Safi pozostała natomiast sobą, waleczną domną prawdodziejką, która jest niezwykle pomysłowa, a intrygi to jej drugie imię. Na miejscu autorki o wiele bardziej rozbudowałabym jednak jej relację z cesarzową Vanessą.


Świat wykreowany przez Susan Dehnard ponownie jest przepełniony magią w najróżniejszych formach i postaciach. Autorka bardzo ładnie zwiększyła rolę bóstw, legend i przepowiedni w życiu mieszkańców Czaroziemia. Wszystko, co może wydawać nam się niejasne znajduje swoje wyjaśnienie w magii i to nadaje tej powieści mocnego charakteru. W książce przewija się dużo brutalnych opisów walk nie tylko z użyciem magii. Nie wiem, czy ktoś oprócz mnie to zauważył, ale Safi i Iseult jako jedyne z głównych bohaterów mają moce, które nie są zbyt użyteczne w walce. Gdyby nie ich dobre wyszkolenie, nie wiem, czy mielibyśmy jeszcze o kim czytać. Muszę też przyznać się bez bicia, że tracę orientację wśród nazw i położenia królestw Czaroziemia. Gdybym chciała sobie dokładnie wizualizować krainę stworzoną przez Dehnard, musiałabym co chwilę spoglądać na mapkę (wielki plus, że takową znajdziemy w książce!) i wypisać sobie gdzieś, skąd kto pochodzi. Na szczęście nie jest to niezbędne dla czytania i przeżywania przygód bohaterów, więc w pewnym momencie odpuściłam.
Przyznaję, że tę powieść czyta się wolno. Spędzamy nad nią godzinę, a czytamy tylko 30-40 stron, ponieważ nie można sobie pozwolić na ominięcie jakiegokolwiek elementu. Jednakże na tych 30 przeczytanych stronach dzieje się tyle, co na 100 w innej książce. Język, jakim posługuje się autorka jest płynny, pozbawiony wulgaryzmów i może trafić do każdej grupy wiekowej.
Wiatrodziej został bardzo ładnie wydany, pasuje do pierwszego tomu serii i mimo noszenia go w plecaku czy torebce, nie zniszczył się. Jest to przykład na to, że można wydać solidną powieść w miękkiej okładce. W całości nie doszukałam się ani jednego małego błędu, więc Wiatrodziej zajmuje jedno z pierwszych miejsc jeśli chodzi o tłumaczenie i korektę.
Polecam tę książkę wszystkim, którzy chcą poznać dalsze losy bohaterów Prawdodziejki, a całą serię tym, którym brak w życiu odrobiny magii.


W trakcie lektury i robienia zdjęć towarzyszyła mi cudowna świeczka otrzymana od firmy Bispol. Już sama jej forma jest prześliczna, ponieważ jest niewielka i wygląda uroczo w szkle z wieczkiem. Tylko po otwarciu wieczka otula nas słodki zapach kojarzący się z dzieciństwem i świętami. Wrażenie to potęguje się po odpaleniu, zapach jest przyjemny i delikatny, niedrażniący. Świeczka może palić się naprawdę długo, ja oczywiście zalecam dawkowanie przyjemności. Jest to jedna z najładniejszych świeczek pod względem wyglądu, jakie widziałam. Idealnie wpasowuje się w książkowe towarzystwo na półce. Jej zapach zaś jest idealny na zimowe wieczory czy Święta - rozgrzewa i wywołuje uśmiech na twarzy swoją słodyczą i delikatnością.
Ines de Castro

2 komentarze :

  1. Mam wrażenie, że mimo wszystko dla mnie to byłaby zbyt młodzieżowa seria... Ale raczej na razie mi się nie śpieszy, by to sprawdzić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słyszałam już trochę o tej serii i chętnie bym się z nią zapoznała. ;)

    OdpowiedzUsuń

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.