niedziela, 17 czerwca 2018

Recenzja #146 - Najtrudniejsze wyzwania - Próby ognia - James Dashner

Jeśli mogę wam coś dzisiaj doradzić, to żebyście nigdy, przenigdy nie wierzyli własnym oczom.

Opis fabuły

Thomas i reszta Streferów mieli być bezpieczni. No właśnie, mieli. Tymczasem za oknami roi się od Poparzeńców, a wybawcy grupki nastolatków zostają zabici, a ich ciała znikają bez śladu. Tak jak Teresa, na której miejscu pojawia się nagle Aris - chłopak, który zapoczątkował koniec w labiryncie pełnym dziewczyn. Nagle okazuje się, że wszystko było iluzją, a Streferzy znowu muszą stawić czoła niebezpieczeństwom.


Opinia

Zachwycona pierwszą częścią przygód Thomasa i jego przyjaciół, bezzwłocznie sięgnęłam po kolejny tom. Zachęciła mnie do tego dodatkowo ekranizacja, którą oglądałam jakiś czas temu, ale na długo zapadła mi ona w pamięć. Niestety, mamy tutaj typowy przykład gorszej kontynuacji oraz filmu, który kompletnie różni się od powieści. To będzie stanowiło przedmiot innego wpisu, a my przejdźmy do tego, co Dashnerowi nie wyszło.
Historię ponownie poznajemy z perspektywy narratora trzecioosobowego, który towarzyszy Thomasowi na każdym kroku. W pewien sposób to właśnie ten bohater narzuca czytelnikowi kojarzenie faktów oraz dawkowanie informacji. Jesteśmy zwodzeni na manowce tak jak główna postać w książce, a ja dodatkowo przyznam, że Thomas zaczynał już mnie irytować. Kiedy podejmował jakieś działanie, skupiał się tylko na nim, nie myśląc o konsekwencjach i nie zastanawiając się. Po prostu robił.


Jak zauważyłam powyżej, główny bohater skupia się na działaniu. Może porywczość jest u niego cechą dominującą, wokół której zbudowano jego osobowość. Wszystko koncentruje się wokół niego i dziwi mnie, jak łatwo inni poddają się jego pochopnym decyzjom. Być może Thomas ma dar przekonywania, ale mnóstwo jego postanowień nie ma sensu i w innych okolicznościach mogłoby doprowadzić do tragedii. Teresa ponownie wtrąca się we wszystko i otacza ją aura tajemnicy, a przez to, jaką rolę przydzielił jej autor, chyba nie można jej polubić. Jest ona bardzo niewdzięczną postacią, która kombinuje i komplikuje wszystko w największym możliwym stopniu. Nowi towarzysze podróży Streferów przez Pogorzelisko również pozostają bardzo tajemniczy i czuję, że za tym wszystkim kryje się o wiele więcej niż może się wydawać. Ku mojemu niezadowoleniu, Minho i Newt zostali zepchnięci na boczny plan i pozostawieni nie zawsze rozsądnym decyzjom Thomasa, mimo że teoretycznie to oni mieli przypisaną ważniejszą rolę.


Mam bardzo mieszane uczucia w stosunku do tej książki i niezbyt rozumiem, co autor chciał nam przekazać w niektórych momentach. Rozumiem, że przechodzenie przez wymarłe miasto na pustyni nie może być zbyt emocjonujące, ale wymyślone przygody bohaterów wydają się nieco naciągane. Odniosłam wrażenie, że Dashner chce postawić DRESZCZ w zupełnie innym miejscu i zamydlić wszystkim oczy. Czytelnik pozostaje jednak wyczulony na intrygi i spiski knute przez autora oraz bohaterów. Dashner dostarczył nam ogromu wrażeń i przygód, nie zawsze myśląc o swoich bohaterach. W umyśle Thomasa i czytelnika zaczyna się klarować jakaś wersja działań tajemniczej organizacji, ale na końcu wszyscy zostają pozostawieni z jeszcze większym mętlikiem w głowie. Nikt już nie wie, co jest prawdą, a co iluzją. I podejrzewam, że zbyt szybko się tego nie dowiemy, bo autor będzie chyba próbował utrzymać aurę tajemnicy możliwie jak najdłużej.
Książka została utrzymana w tym samym lekkim i przyjemnym stylu pierwszego tomu. W dodatku epizody z tym, jak chłopcy porozumiewali się swoim slangiem, którego nikt inny nie rozumie, bawiły mnie do łez. Czytelnik mógł wtedy stworzyć pewnego rodzaju więź z bohaterami i poczuć się częścią Streferów, wyrzuconych na Pogorzelisku, zagubionych chłopców, żywiących się nadzieją i majaczącą w oddali perspektywą szczęścia. 


Filmowa okładka ponownie robi bardzo dobre wrażenie, ale niestety grzbiet ani trochę nie pasuje do pozostałych części serii. Na uwagę zasługują też małe grafiki umieszczone pod numerami rozdziałów. Wpasowują się w klimat tomu i akurat tutaj przedstawiają piorun uderzający w spaloną ziemię Pogorzeliska. Z tego, co pamiętam, pojawiło się kilka literówek i tego typu błędów, ale nie zaburzają one rytmu czytania. 
Mogę polecić tę książkę miłośnikom przygód Thomasa i jego przyjaciół, ale nie ukrywam, że ta część trochę rozczarowuje. Mam nadzieję, że to tylko jednorazowy epizod, a ostatni tom wbije mnie w fotel na dłuższy czas. 
Za książkę dziękuję wydawnictwu Papierowy księżyc.
Ines de Castro

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.