wtorek, 23 maja 2017

Recenzja #97 - Na początku nie mieliśmy nic, co moglibyśmy stracić - Nic do stracenia. Początek - Kirsty Moseley


Wszystko, co jest warte posiadania, warte jest też, żeby o to walczyć.



Wiecie, że kocham Kirsty Moseley? Wiecie... Co więc przygotowała nam tym razem? Z góry przepraszam, że zdjęcie okładki nie moje, ale na poczcie nie obchodzili się z tą książeczką zbyt delikatnie...

Opis fabuły

Szesnaste urodziny Anabelle miały być wyjątkowym przeżyciem dla niej i jej chłopaka. Zabawa w klubie a potem pierwszy raz... Ten wieczór z kolorowej bajeczki zmienia się w piekło, gdy Carter Thomas, niebezpieczny bandyta, postanawia uczynić Annę swoją księżniczką... Kilka lat później, po psychicznych i fizycznych torturach zadawanych przez Cartera, Anna próbuje dojść do siebie. Zamknęła się na świat i pogrążyła w wiecznej żałobie po Jacku. Carter jednak nie odpuszcza i wysyła z więzienia niepokojące listy... W związku z tym, dziewczynie przydałby się ochroniarz. Właśnie do tej roli zostaje wyznaczony młody agent SWAT, Ashton Taylor. Ma udawać chłopaka Anny i tym samym zapewnić jej bezpieczeństwo, zwłaszcza że ojciec dziewczyny jest kandydatem na prezydenta, a Carter może wyjść na wolność...


Opinia

Po pierwsze, kocham książki z udawaną miłością! Te wszystkie gierki, które z czasem być może przestają nimi być, są epickie! Po drugie, Ashton Taylor to mój nowy oficjalny książkowy krasz. No ale przejdźmy do konkretnej opinii...
Na samym początku dostajemy krótkie wprowadzenie do historii Anny (tego, co zaszło między nią i Carterem). Potem akcja przeskakuje o kilka lat i poznajemy młodego boga, Ashtona. Losy tej dwójki oczywiście się splatają i powstaje nam czysta mieszanka wybuchowa. Mamy tu do czynienia z wątkiem miłosnym oraz sensacyjnym, jeśli można tak powiedzieć. Narracja jest pierwszoosobowa, zastosowano znany i lubiany przeze mnie zabieg rozdzielenia jej między głównych bohaterów.


Tak, już wiecie, że kocham Ashtona. Jest troszkę wyidealizowany, ale jednocześnie tajemniczy. Niby możemy czytać w nim jak w otwartej księdze poprzez zagłębienie się w jego umysł, ale w jego perspektywie pojawia się troszkę niejasności. Annabelle natomiast została pokazana nie jako nieporadne maleństwo, ale jako młoda kobieta, która przeżyła tragedię. Nie jest ona jakimś potworem albo wynaturzeniem - miała pecha, to wszystko. Pokazanie jej emocji, zmiennych uczuć, było bardzo naturalne i takie typowe dla młodych ludzi. Pewnie wielu osobom może przeszkadzać "zabawa uczuciami Ashtona", ale ja uważam, że Anna musi dojrzeć do pewnych decyzji i odkryć tę stronę siebie, którą schowała głęboko i nikomu nie pokazywała. Urzekła mnie natomiast swoim zachowaniem "wrednej suki" i tego można się od niej uczyć. Bohaterowie drugoplanowi są ciekawi, ładnie uzupełniają całą historię, ale specjalnie się nie wyróżniają. Z pewnością poznałabym bliżej Nate'a! Opowieści Ashtona o jego przyjaźni wzmogły moją ciekawość dotyczącą tej postaci.

Można powiedzieć, że autorka zastosowała ten sam schemat, który pojawił się w Chłopaku, który zakradał się do mnie przez okno. Główna bohaterka ma problemy z zasypianiem, boi się dotyku i tak dalej... moim zdaniem jest w tym trochę prawdy, ale historie Amber i Anny znacznie się różnią. Obie są na swój sposób ciekawe i oryginalne. Przez Annę przemawiają zupełnie inne emocje, zupełnie inaczej dojrzewa do bycia prawdziwą sobą i odkrycia się. Historia pokazana w tej książce jest niesamowicie słodka, ale autorka w odpowiednich momentach przypomina nam, że to nie sielanka. Bohaterowie i czytelnicy zmagają się z mieszanymi uczuciami, śmiechem i łzami. Wszystko to komponuje historię, która jest jednocześnie strzałą i miodem na nasze serca. 


Jak to bywa w młodzieżówkach, mamy sporo dialogów i mało dokładnych opisów. Te najdłuższe dotyczą rozmyślań bohaterów nad przeszłością i uczuciami. Są jednak skomponowane w taki sposób, że gładko płyniemy przez kolejne karty powieści, nawet niezauważalnie. Język jest prosty, przyjemny, odnajdą się w nim zarówno młodsi, jak i nieco starsi czytelnicy.
Wydanie jest typowe dla książek Moseley - okładka z parą, głównie czerń i biel, jeden mocniejszy akcent kolorystyczny. Ładnie wygląda na półce z inną posiadaną przeze mnie książką tej autorki. 
Podsumowując, stwierdzam, że Kirsty Moseley po raz kolejny oferuje nam gorący romans, przy którym niełatwo utrzymać nerwy na wodzy. Masa emocji, jakie odczujemy sprawia, że chce się więcej i więcej. Już niedługo ciąg dalszy losów Ashtona i Anny!
Ines de Castro
Strona autorki: KIRSTY MOSELEY
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu HarperCollins!

1 komentarz :

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.