poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Recenzja #137 - Pełnia nad Londynem - Księżyc nad Soho - Ben Aaronovitch


-Nie może pan nazywać ich czarnymi magami.
- Zdajesz sobie sprawę, że „czarny” ma tu znaczenie metaforyczne.
- To nieważne. Słowa zmieniają swoje znaczenie, prawda? (...)
- To jak mam ich nazywać? – Zapytał cierpliwie Nightingale.
- Niepełnosprawni etycznie adepci magii.


Opis fabuły

Peter Grant ledwo doszedł do siebie po ostatnich magicznych incydentach i prowadzonym śledztwie, gdy nagle wpada na trop zupełnie nowej sprawy. Okazuje się, że w Soho grasują potwory, żywiące się jazzem, pięknem i talentem. Nic dziwnego, że ich ofiarami są zazwyczaj wybitni muzycy, a zostawiane przez tajemnicze stwory vestigia przyjmują postać Body and Soul - jednego z klasyków lat 30. i 40. Peter będzie musiał zmierzyć się z czymś nieznanym, potężniejszym od niego. W dodatku cała sprawa okazuje się być jakoś powiązana z jego ojcem - Richardem "Świętym" Grantem...


Opinia

Po licznych romansach i młodzieżówkach, po jakie sięgnęłam w ostatnim czasie, moja dusza rozpaczliwie błagała o dobre fantasy. Nie zastanawiając się więc dłużej postanowiłam dokończyć Księżyc nad Soho, który wraz z poprzednim i kolejnym tomem otrzymałam dość długi czas temu od wydawnictwa MAG, za co serdecznie dziękuję. I od razu mogę powiedzieć, że Peter Grant absolutnie mnie nie zawiódł.
Tak jak w pierwszym tomie, cała historia jest opowiedziana oczami głównego bohatera. Peter bardzo dobrze sprawdza się w roli narratora, ponieważ wyjaśnia czytelnikowi nieznane, magiczne pojęcia, opowiada anegdotki a także przypomina o wydarzeniach z poprzedniego tomu. Księżyc nad Soho stanowi bowiem bezpośrednią kontynuację wydarzeń z Rzek Londynu. Mimo że w tym tomie dwa główne śledztwa są związane z magią i nie mają nic wspólnego z tymi poprzednimi, to ze względu na ciągłość wątków pobocznych warto zachować określoną kolejność.


Peter zdecydowanie rozwinął się w tym tomie, nie tylko pod względem umiejętności magicznych. Wydaje mi się, że Grant odnalazł się jakoś w świecie, który w pierwszym tomie był dla niego zupełną zagadką. Bez wątpienia przyczynił się do tego fakt, że przez sporą część wydarzeń, młody czarodziej był zdany tylko na siebie i to właśnie on musiał koordynować śledztwo od strony magicznej. W tej części bardzo polubiłam doktora Walida, który, niekoniecznie zamierzenie, pokazał się czytelnikowi z bardziej zabawnej strony. Lesley została brutalnie zepchnięta na boczny tor, przez co odczuwałam spory niedobór silnej kobiecej postaci. W poprzednim tomie tę funkcję pełniły Beverly Brook oraz Lesley, a tutaj... nie ukrywajmy, że Simone pojawiała się i znikała, mimo jej dość ważnej roli w całej powieści, przez co Peter miał znaczne szanse zaistnieć na pierwszym planie i to na nim była skupiona cała moja uwaga. Rozwojowi Granta sprzyjało także odsunięcie Nightingale'a, ponieważ młody adept magii musiał radzić sobie tymi forma, które już pojął.


Podczas czytania Księżyca nad Soho popełniłam bardzo duży błąd. Mianowicie, przerwałam lekturę na 200 stronie i kiedy w końcu postanowiłam do niej wrócić, nie pamiętałam zbyt wiele z przebiegu śledztwa. Mimo to, ostatnie 150 stron wciągnęło mnie bez reszty i mimo specyficznego stylu autora przeczytałam je naprawdę szybko. Jak już wspomniałam, obie sprawy, którymi zajmuje się Peter są powiązane z magią, dzięki czemu są to wątki o wiele ciekawsze niż relacje bogów Tamizy z pierwszej części. Bardzo spodobał mi się sposób, w jaki autor to wszystko połączył, sprawiając, że sprawy najpierw zaczynają się zazębiać, by potem przerodzić się w jedną ogromną zagadkę kryminalno-magiczną. Aaronovitch umieścił akcję powieści głównie w Soho, gdzie w dusznych, zadymionych barach pobrzmiewa jazz, a muzycy mają swoje ściśle określone rytuały i sekrety. Właśnie taka atmosfera sprzyja mrocznym tajemnicom oraz temu, by puścić wodze fantazji i dać się pochłonąć temu światu bez reszty.
Autor posługuje się dość trudnym językiem, na co zwróciłam uwagę już przy Rzekach Londynu. Długie, drobiazgowe opisy oraz zgłębianie tajników magii razem z głównym bohaterem mogą początkowo zniechęcać, ale w rzeczywistości mocniej oddziałują na fantazję czytelnika, który razem z Peterem próbuje rozwikłać zagadki kryminalne i jednocześnie zagłębia się w świat przestawiony, stając na zatłoczonych ulicach Soho.


Tak jak większość książek wydawnictwa MAG, Księżyc nad Soho został pięknie wydany - porządna, twarda oprawa oraz okładka pasująca do pozostałych tomów sprawiają, że jest to kolejne piękne wydanie na mojej półce. W dodatku zachwyca mnie kolorystyka - wszystko jest czarno-białe oprócz tego intensywnego błękitu, którego wstęga unosi się nad saksofonem grającego mężczyzny. No i ta genialna czaszka! Tłumaczenie oraz korekta zostały wykonane z dużą precyzją, co stanowi bardzo pozytywny aspekt lektury.
Polecam tę powieść wszystkim fanom Petera Granta, który obecnie zajmuje drugie (po Sherlocku Holmesie) miejsce na mojej liście ulubionych londyńskich detektywów.
Ines de Castro

2 komentarze :

  1. Okładka trochę dziwna, ale ma cos w sobie. Na pewno przyciąga wzrok. Co do treści - mam nadzieję, że kiedyś uda mi się przeczytać serię, bo zapowiada się coś ciekawego.


    Pozdrawiam i zapraszam:
    biblioteka-feniksa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój mózg po wszystkich lekturach i młodzieżówkach, jakie ostatnio miałam okazję przeczytać również błaga mnie o coś fantasy. Być może się skuszę, na pewno zapiszę na listę :D

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie:
    Nowy post-klik!

    OdpowiedzUsuń

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.