wtorek, 27 sierpnia 2019

Recenzja #286 - Nadciąga ON... - Zaraza - Laura Thalassa

Opis fabuły

Na Ziemię przybyło czterech Jeźdźców Apokalipsy. Każdy z nich ruszył w inną stronę świata i tak słuch o nich zaginął. Do czasu. Pięć lat po pojawieniu się tajemniczych przybyszów budzi się jeden z nich - Zaraza. Wędruje przez kontynent rozsiewając bezlitośnie śmiertelną chorobę. Ale ktoś staje mu na drodze. Sara Burns postanawia zabić nadprzyrodzoną istotę, nawet gdyby dziewczyna sama miała przypłacić to życiem. Wypełnienie planu okazuje się jednak o wiele trudniejsze, zwłaszcza gdy rozgoryczony staraniami dziewczyny Jeździec czyni z niej swojego jeńca, obiecując cierpienie...


Opinia

Laura Thalassa oferuje nam zupełnie nową odsłonę gatunku paranormal romance. Tym razem nie będzie wampirów czy wilkołaków, ale bezwzględni słudzy Boży, Jeźdźcy Apokalipsy. Całość zapowiadała się naprawdę wspaniale, ale w praktyce nie było już tak kolorowo.
Główna bohaterka zabiera czytelnika w podróż za okrutnym Jeźdźcem po prawie całym kontynencie północnoamerykańskim. Miłośniczki przystojniaków i niegrzecznych chłopców będą zachwycone Zarazą, który przybył siać zniszczenie, a tak naprawdę zostawił tu swoje serce.


Sara Burns nie jest typową bohaterką powieści młodzieżowych. Stara się dzielnie znosić "tortury" zadawane jej przez swego oprawcę a jednocześnie kombinuje, jak można by go zabić lub chociaż unieszkodliwić. Ktoś może zapytać, dlaczego użyłam cudzysłowu przy wyrazie tortury. Już wyjaśniam... Obiecane cierpienie, którego ofiarą ma być główna bohaterka obejmowało bowiem zmuszenie do biegu za galopującym koniem (co nie było zbyt dużym problemem, ponieważ kłopoty Sary zaczęły się po 25 km), dwukrotne postrzelenie z łuku (co nie było zaplanowane, ale sytuacja zmusiła Jeźdźca do takiego zachowania) oraz spowodowanie przeziębienia (w związku z którym Sara leżała potem pod kocykiem w łóżku przypadkowych ludzi). Te jakże bezduszne i bezlitosne cierpienie, którego doświadczyła kobieta, nie przeszkodziło jej w ciągłym rozmyślaniu o tym, jak przystojny jest Jeździec i jak bardzo ona go nienawidzi. Jestem w stanie wiele znieść i zrozumieć, ale nie powtarzane frazy "jaki on piękny" i "jaki on irytujący" co drugą stronę. Sam Jeździec nie ma za dużo do powiedzenia i wykonuje tylko swoją powinność. Czasami zdarzy mu się doświadczyć ludzkich przyjemności, a jest w tym tak uroczo staroświecki, że o mamo, trzymajcie mnie. W dodatku, całe jego zachowanie przypomina instrument - w zależności od trąconej struny może on być okrutny lub romantyczny, czuły lub bezwzględny. Rozwój uczuć bohaterów jest dość szybki, poprowadzony etapami i czytelnik ma okazję go zauważyć. Na pewno nie został pokazany perfekcyjnie, ale jest to materiał, nad którym warto popracować.


Relacja love-hate między bohaterami zawsze wywołuje wiele emocji u czytelników oraz daje możliwość dobrego pokazania rozwoju uczucia między postaciami. Trzeba jednak bardzo uważać, aby nie pójść zbyt daleko w stronę syndromu sztokholmskiego, ponieważ wtedy całość wychodzi raczej średnio. Niestety, moim zdaniem, autorka nie wykorzystała potencjału swojego pomysłu nawet w połowie. Sama idea połączenia śmiertelniczki i Jeźdźca Apokalipsy wydawała mi się naprawdę fenomenalna, ale miałam wrażenie, że Thalassa nie do końca potem wiedziała co z tym zrobić ani jak poprowadzić i połączyć poszczególne wydarzenia. Widać, że autorka ma wyobraźnię i ciekawe pomysły, ale brakowało mi tu dobrze zakrojonej akcji i ciągu przyczynowo-skutkowego. Wydaje mi się, że gdyby ta książka jeszcze trochę poleżała gdzieś na dysku pisarki, a ona sama wróciła do niej po pewnym czasie ze świeżą głową, wszystko byłoby o wiele lepsze. Bardzo często miałam bowiem poczucie, że pewne sceny są pisanego na siłę albo tylko po to, by wypełnić puste miejsca między kolejnymi etapami relacji bohaterów.


Okładka Zarazy niewątpliwie zasługuje na wiele zachwytów, ponieważ dla mnie jest ona po prostu fenomenalna. Również korekcie nie mogę nic zarzucić, a tłumaczenie wyszło bardzo płynnie i logicznie.
Słowem podsumowania, mogę polecić tę książkę osobom, które nie szukają głębi w literaturze i chcą po prostu się "odmóżdżyć". Z tego co widziała, powieść ma wysokie oceny na większości portali, więc może spodobać się wielu osobom. Jeśli lubicie ciekawe pomysły może warto dać szansę tej autorce, która pewnie nas jeszcze czymś zaskoczy. Zakończenie, mimo wszystkich wad całej historii, pozostawia w powietrzu coś niewypowiedzianego, niedosyt, który może kiedyś zaspokoję kolejnym tomem.
Ines de Castro

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.