niedziela, 3 marca 2019

Recenzja #234 - Cecha bohaterów - Męstwo - John Gwynne

Każdy z nas czuje strach, a więc musi zdecydować, co z tym pocznie. Czy zostanie, czy rzuci się do ucieczki? Czy będzie walczył, czy się podda. Dopiero decyzja, którą podejmiesz zamienia cię w tchórza bądź bohatera. Bez lęku nie ma odwagi.
Opis fabuły

Corban i jego matka uciekli z oblężonego Dun Carreg w towarzystwie Gara, Briny, Heba, księżniczki Edany i kilku wojowników. Zostawili za sobą część swojej rodziny - Thannona i Cywen - bez należytego pożegnania i pochówku. Nikt nie zdaje sobie sprawy, że Cywen tak naprawdę przeżyła, co bezwzględnie może zostać wykorzystane przez Nathaira i jego tajemniczego doradcę. Pochłonięty własną interpretacją proroctwa król Tenebralu nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie sprowadza na swój kraj, zawiązując sojusz z piratami Vin Thalun.


Opinia

Nie ukrywam, że z niecierpliwością czekałam na otrzymanie egzemplarza Męstwa, ponieważ Zawiść zostawiła mnie z wieloma wątpliwościami oraz nadzieją na dalsze, znakomicie opisane przygody bohaterów. Gdy tylko ten grubasek trafił w moje ręce, zauważyłam obecność wszystkiego, czego wymagałam: listy bohaterów, mapy oraz treści przepowiedni. Innymi słowy, lektura zapowiadała się wspaniale.
Autor niewątpliwie dał tu popalić czytelnikom obdarzonym słabą pamięcią i, moim zdaniem, robienie przerw między kolejnymi tomami jest w przypadku tej serii ogromnym błędem. Akcja jest bowiem bezpośrednią kontynuacją wszystkich wydarzeń i wątków, przy czym te mnożą się w jakiś niekontrolowany sposób. Do głosu co rusz dopuszczany jest inny bohater, często będący świadkiem tych samych zdarzeń, co poprzedni. To akurat mi nie przeszkadzało, ponieważ autor dał sobie możliwość rozwoju emocjonalnego postaci, a czytelnik może wyrobić sobie opinię na temat różnych bohaterów, których rola w powieści zmienia się jak w kalejdoskopie. Jednakże, bywało, że między większymi częściami składowymi powieści, których akcja toczy się w różnych miejscach Ziem Wygnańców, występowały ogromne przerwy, przez co potrzebowałam dość dużo czasu, by ogarnąć, co się dzieje.


W poprzedniej części autor pozbawił mnie jednego z ulubionych bohaterów, czyli Kastella, więc musiałam poszukać innego obiektu westchnień i książkowej miłości. Mój wybór padł na Camlina, ale nic i nikt nie zdoła zastąpić mojego uprzedniego wybranka. No chyba, że byłaby to Burza. W tej powieści występuje wielu, wielu bohaterów, więc pokuszę się o szczegółową analizę tylko Corbana, ponieważ gdybym chciała wypowiedzieć się szerzej na temat wszystkich, którzy wzbudzili we mnie emocje, chyba nigdy bym nie skończyła. Corban został zmuszony do szybkiego dorośnięcia, porzucenia żałoby i odnalezienia się w jakże skomplikowanej i zawiłej sytuacji. Na szczęście ma on u swego boku wielu kompanów, którzy są gotowi go wspierać. Zaraz spada na niego jednak kolejny cios - Gar i matka chłopaka twierdzą, że nastolatek jest awatarem Elyona. Oznacza to, że znajduje się on w niebezpieczeństwie, ale jednocześnie musi ocalić Ziemie Wygnańców. Mimo że uczy się walki i jest w tym zabójczo dobry, ciągle boryka się z wątpliwościami natury moralnej i emocjonalnej. Czy to właśnie chce robić przez całe życie? Zabijać innych ludzi, wysyłać ich dusze na most mieczy i żyć ze świadomością tylu odebranych żywotów? Z tymi problemami będzie musiał sobie radzić niewątpliwie jeszcze nie raz, ponieważ walka na Ziemiach Wygnańców jest nieunikniona. Krótko chciałabym wspomnieć także o Maquinie, którego losy śledziłam z zapartym tchem oraz Lykosie, co do którego okrutnie się pomyliłam, obdarzając go odrobiną sympatii. Ten bezwzględny pirat nie zasługuje nawet na to.


John Gwynne ponownie zabiera czytelnika do kompleksowo stworzonego przez siebie świata, w którym ludzie walczą o boskie sprawy. I wiara nie ma tu nic do rzeczy. Każdy musi opowiedzieć się po jednej ze stron. Trochę przykre jest to, że "ten zły" ma za sobą wielotysięczną armię, a "ten dobry" znów skazany jest na tułaczkę, rzucony na głęboką wodę, mając za towarzyszy garstkę ludzi, wilkunicę i gadającego kruka. Zalatuje trochę stereotypowym, sztampowym fantasy, ale Męstwo z pewnością takie nie jest. Autor dba o ciągłe utrzymanie napięcia, wyznacza bohaterom nowe cele i plącze ich losy w najbardziej zaskakujący sposób. Bardzo rzadko zdarzało się jednak, że w całości akcji postacie się ze sobą spotykały, dopiero na koniec następuje kumulacja i wszyscy tłuczą się ze wszystkimi. Trochę drażniło mnie to, że zapowiadana jest ogromna bitwa, do której czynione są przygotowania, po czym nagle, zanim czytelnik się zorientuje, znajduje się razem z jedną z postaci w samym sercu tej walki. Zupełnie jakbyśmy przeskakiwali niektóre fragmenty kosztem dłuższego opisania innych. Z drugiej strony, lepiej błyskawicznie przenieść się do punktu kulminacyjnego niż przez kolejne sto stron czytać o wędrówce i szykowaniu broni. Kolejna rzecz, która mnie zastanawia to postawa Nathaira. Czy jego przekonanie o byciu Jasną Gwiazdą wynikło z pomyłki, znakomitej manipulacji a może stanowiło pretekst do pozyskania sobie sojuszników? Jak młody król zareaguje na prawdę i jakie kroki postanowi powziąć?


Autor bardzo plastycznie opisuje każdą sytuację i otoczenie bohaterów, jednocześnie nie pomijając ich sfery emocjonalnej. Ma to jednak swoje minusy, ponieważ opisy niektórych odniesionych ran często zbyt mocno oddziaływały na moją wyobraźnię. Sama końcówka natomiast złamała moje serce i nie wiem, co ze sobą pocznę do polskiej premiery kolejnego tomu. Jak ja to wytrzymam?!
Tłumaczenia ponownie podjął się Marcin Mortka i wyszło mu to dobrze. Jedyne, co czasem mi przeszkadzało to sformułowania używane tylko w niektórych regionach Polski (lub nieużywane na Śląsku, może być i tak). Zmienił się natomiast korektor i to widać. W Zawiści błędów właściwie nie było, a tutaj pojawiło się kilka literówek, które akurat mnie wyrywają brutalnie ze świata, w którym przeżywam przygody. Czego nie mogę pominąć to to, że absolutnie kocham wydanie tej serii: okładki i zakładka w formie książki oraz utrzymanie całej oprawy w ogólnej kolorystyce - no cudo, po prostu cudo!
Zachęcam wszystkich fanów dobrego, mocnego fantasy do sięgnięcia po Wiernych i Upadłych. Jeśli lubicie te same książki co ja, na pewno nie będziecie zawiedzeni, ponieważ jest to świetne, genialne i wspaniałe.
Ines de Castro

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.