sobota, 21 października 2017

Recenzja #113 - Krew życia jest cenniejsza niż wszystko - Lifeblood. Krew życia - Gena Showalter








Opis fabuły

Tenley wybrała Trojkę. Po zaciekłej walce samej z sobą, śmiertelnym niebezpieczeństwie i poznaniu dwóch cudownych chłopaków, dziewczyna żegna się z Pierwszym Życiem i rozpoczyna życie w nowej rodzinie. Musi zaaklimatyzować się w nowym miejscu, przejść szkolenie a także zdobyć zaufanie pozostałych Trojkan. Tenley jest bowiem wyjątkowa. Posiada wspaniały i silny dar, który może być ratunkiem Trojki i przekleństwem Miriady. Kiedy wszystko ma już się ułożyć, na drodze Ten staje... miłość. Czy ten, którego kocha dziewczyna okaże się jej wybawieniem? A może to właśnie on zdradzi i skaże Tenley na zgubę?


Opinia

Jest to wrześniowa premiera od wydawnictwa HarperCollins, za którą serdecznie dziękuję. Nim przejdę do recenzji, chcę poinformować Was, że miałam ostatnio problemy w życiu prywatnym oraz masę nauki, przez co byłam zmuszona wielokrotnie przekładać terminy wpisów. Postaram się jednak w miarę systematycznie nadrobić zaległości, bo nie czuję się dobrze, wiedząc ile pozycji czeka na swoje recenzje. Nie przedłużając jednak... co tam słychać w Trojce?
Głównym wątkiem powieści są oczywiście perypetie (nie tylko miłosne) głównej bohaterki. Całą historię poznajemy również z jej perspektywy. Dodatkowo mamy wgląd w korespondencję mailową bohaterów z ich dowódcami, co pozwala nam na szybki rzut oka na to, do czego Ten nie ma dostępu.


Tenley w tej części wyraźnie wychodzi na pierwszy plan, ze swoim charakterkiem i docinkami, a właściwie ich... niedoborem. Wydaje mi się, że po dołączeniu do Trojki, dziewczyna ma to, czego nigdy nie doświadczyła - rodzinę, miłość, ciepło i światło. Zamiast cieszyć się z nowych możliwości i korzystać z uroków Wiecznego Życia, główna bohaterka woli poświęcić się narzekaniu oraz jakże dogłębnej analizie wszystkiego, co możliwe. Rozumiem odpowiedzialność, która na nią spadła (a ta jest naprawdę ogromna), ale wypadałoby w końcu nauczyć się ponoszenia konsekwencji swoich czynów. Inni bohaterowie zostają zepchnięci daleko daleko w tył za Ten, przez co tracą trochę swojej wyrazistości. Ogromnie tęskniłam za Killianem i Archerem (w ich przypadku chciałabym też wiedzieć, czego oczekuje od nich Ten, bo te relacje nadal są dziwne), a nowe postacie sprawiają wrażenie sztucznego tłumu, tła dla poczynań głównej bohaterki.
Trojka została bardzo dokładnie przedstawiona, widać, że autorka miała w głowie dokładną wizję tego, jak ma wyglądać ta kraina. Z przyjemnością jednak poczytałabym więcej na temat Sieci łączącej mieszkańców. Jestem w stanie wybaczyć autorce przewidywalność pewnych wątków czy zwrotów akcji, bo jej warsztat jest naprawdę dobry. Dodatkowo, opisy walk i wartka akcja nadrabiają wszelkie nie dociągnięcia, mimo że, jak już wspomniałam, można się domyśleć, co się stanie. Cała historia ma bardzo duży potencjał, który został wykorzystany w jakiś 70-80%. Autorka przesadziła chyba troszkę z uwielbieniem liczb przez Tenley, gdyż było za dużo poszukiwań rzekomych ukrytych znaczeń cyfr. 


Język, jakim posługuje się autorka, ma w sobie coś charakterystycznego, co sprawia, że przez książkę się płynie (czasem lekko się podtapiając, fakt). Na początku książki zamieszczono szczegółowy słowniczek pojęć związanych z wykreowanym światem oraz mapę Trojki.
Okładka jest prześliczna, jak poprzednia z tej serii. Napawa nas lekkim niepokojem na temat tego, co się wydarzy, ale ma w sobie coś magicznego. Wydaje mi się, że tłumacz i korektor bardzo przyłożyli się do dobrego wydania powieści, bo pojawiło się zaledwie kilka literówek (2-3?).
Autorce nie udało się niestety uniknąć klątwy drugiego tomu, jest on trochę słabszy od poprzedniego. Być może w pewnym momencie zabrakło pomysłu lub słów? Nie wiem, polecam Wam jednak opowieść o przygodach Ten, bo prawdy przekazywane głównej bohaterce są w jakimś sensie uniwersalne. A mi pozostaje czekać na kolejny tom...
Ines de Castro

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.