czwartek, 29 marca 2018

Recenzja #135 - W hołdzie Matce Naturze - Luonto - Melissa Darwood


Można kogoś znać od kilku lat i nie czuć nic;
można być z kimś przez chwilę i poczuć wszystko.



Opis fabuły


Chloris podczas wyjścia z domu ciotki staje się świadkiem trzęsienia ziemi. Dziewczyna prawie spada w przepaść, lecz przed śmiercią ratuje ją ogromny orzeł. Okazuje się on być Homanilem - chłopakiem, który pod wpływem silnych emocji potrafi zamienić się w zwierzę. Gratus, bo tak ma na imię wybawca Chloris, zbiera ją do Luonto. Jest to tajemnicza osada położona wysoko wśród chmur, mająca stanowić coś w rodzaju biblijnej arki, gdy na ziemię spadną kataklizmy. Chloris musi odnaleźć się w nowym świecie, gdzie ma do odegrania rolę ważniejszą niż jej się wydaje. Co się stanie, gdy do głosu dojdą emocje i zrodzi się... zakazane uczucie?


Opinia


Kupiłam tę książkę od autorki na Targach Książki w Krakowie i nie ukrywam, że miałam wobec niej dość spore wymagania. Melissa okazała się bardzo miłą, serdeczną i ciepłą osobą, więc czym prędzej postanowiłam zaznajomić się z jej twórczością, ponieważ Luonto intrygowało mnie już od dłuższego czasu. I muszę przyznać, że już dawno nie miałam takiego "mind fucka"...
Autorka posłużyła się narracją trzecioosobową, ale narrator śledzi tylko losy głównej bohaterki. Nie ma tutaj jednak jednego głównego wątku - relacja Gratusa i Chloris rozwija się równolegle do losów ludzkości i tego, jak dziewczyna musi radzić sobie z zupełnie nową sytuacją. Pomysł na powieść należy do bardzo oryginalnych i przyznaję, że nie kojarzę, aby podobna książka pojawiła się na rynku.


Chloris jest siedemnastoletnią dziewczyną, która zostaje wręcz wrzucona w nowy, nieznany świat. Jest ona typową buntowniczką i pod względem charakteru bardzo ją polubiłam. Z racjonalnym myśleniem było u niej trochę gorzej... Potrafi jednak pokazać pazurki i postawić na swoim - być może dzięki temu zaskarbiła sobie sympatię Gratusa, który prawdopodobnie jest, co tu dużo mówić, ucieleśnieniem wielu kobiecych fantazji. Osoby zamieszkujące Luonto są bardzo specyficznymi bohaterami, do których miałam dość mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo imponował mi ich styl życia, ale z drugiej ich zachowanie były trochę mdłe i nieracjonalne. Moją ulubioną bohaterką drugoplanową okazała się Dalia, która oprócz faktu, że zmieniała się w wilka, była naprawdę dobrą przyjaciółką. Z przyjemnością czytałam opowieści, jakimi raczyła główną bohaterkę, ponieważ dzięki nim razem z Chloris lepiej poznałam Luonto i jego mieszkańców.


Melissa Darwood stworzyła piękny świat, w którym każdy stawia dobro natury na pierwszym miejscu. To, jak bohaterowie opowiadają o problemach Ziemi oraz tym, że Matka Natura ma już dość naszej nieodpowiedzialności zdecydowanie daje czytelnikowi do myślenia. Mimo że Luonto stanowi wytwór wyobraźni autorki, to sam obraz świata zniszczonego kataklizmami jako konsekwencje naszych czynów stanowi przerażającą wizję. Dzięki temu może zaczniemy zwracać uwagę na to, jaki wpływ na środowisko może mieć nasze postępowanie. Autorka wprowadziła do swojej powieści jeden bardzo zaskakujący element, czyniąc książkę zupełnie nieprzewidywalną i jeszcze bardziej zaskakującą. Luonto jest niesamowitą opowieścią, gdzie cudownie wykreowany świat, pod którego idealną otoczką kryje się bardzo ważna lekcja, równoważy delikatne mankamenty w kreacji bohaterów.


Coś, co również bardzo mi się spodobało to bardzo ładny styl pisania. Słownictwo nie jest prostackie ani przesadnie wyszukane - autorce udało się znaleźć złoty środek między potocznością a podniosłością całego tekstu, dzięki czemu każdy może sięgnąć po Luonto i zachwycić się tą powieścią. Opisy są niezwykle barwne i świetnie oddziałują na wyobraźnię czytelnika.
Okładka książki jest prześliczna i idealnie oddaje klimat oraz tematykę powieści. Jest również znakomitą modelką do zdjęć (podczas ich robienia w trakcie pierwszej sesji w plenerze się przeziębiłam, ale moim zdaniem było warto!). Widać, że redakcja i korekta nie próżnowały, ponieważ pod tym względem powieść jest dopięta na ostatni guzik.



Polecam tę książkę osobom, które szukają w literaturze zupełnie nowych doznań. Luonto jest zdecydowanie najlepszą "przyrodniczą" powieścią, z jaką miałam styczność dotychczas - nie wiedziałam, że młodzieżowe fantasy może w takim stopniu wpłynąć na mój umysł i rozważanie moich zachowań. A Wy, czytaliście już Luonto?
Ines de Castro
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: 52 i 100 książek w rok, Olimpiada czytelnicza oraz wyzwanie od Niestatystycznego (ma więcej niż 218 stron).

3 komentarze :

  1. Brzmi dziwnie... ale jednocześnie ciekawie :D Jeśli ją gdzieś dorwę to chętnie przeczytam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam, ale to chyba głownie dla tego że zastara już jestem na młodzieżowe książki :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Próbowałam czytać "Laristę" tej autorki, jednak mnie odepchnęła od siebie inie chcę próbować niczego więcej.

    OdpowiedzUsuń

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.