Gdy do Anglii w IX w. przybywają Duńczycy, niedawno schrystianizowana ludność jest przerażona. Ci doskonali żeglarze i tym samym bezwzględni łupieżcy dopuszczają się krwawych mordów, a żaden skarb nie pozostanie poza ich zasięgiem. Gdy wikingowie brutalnie zabijają brata Osberta, chłopiec musi przybrać imię swoich przodków - Uhtred. Podczas bitwy rzuca się on na dowódcę Duńczyków, zyskując jego uznanie oraz opiekę po wymordowaniu mieszkańców Bebbanburga. Pod okiem Ragnara Uhtred będzie się szkolił na wojownika, czując się jak u swoich. Jednakże, czy Anglik może wyprzeć się swojego dziedzictwa i na zawsze stać się Duńczykiem?
Bernarda Cornwella znam już ze swojej półki, jako autora Trylogii arturiańskiej, której jeszcze nie przeczytałam. Jednak nowe, wspaniałe wydanie Wojen wikingów od Wydawnictwa Otwartego to coś, obok czego nie mogłam przejść obojętnie. Na początku spodziewałam się jakiegoś mocnego fantasy, które przeniesie mnie w inny świat, a otrzymałam powieść historyczną, która również podbiła moje serce.
Narratorem powieści jest Uhtred, opowiadający nam o swoim życiu. Jego historia ma formę gawędy, często zwraca się on do czytelnika, zdarzają mu się pewne dygresje lub nieznaczne wyprzedzanie wydarzeń. Czyni to jednak powieść niezwykle naturalną, łatwą w odbiorze - jakbyśmy siedzieli z Uhtredem w gospodzie przy kuflu piwa, a on, pewnie już w średnim lub podeszłym wieku, opowiadał nam o swoim życiu. W ten nastrój wprowadza nas także wielokrotnie powtarzane na kartach powieści motto - Przeznaczenie jest wszystkim. Skłoniło mnie ono do refleksji nad moim losem i tym, co trzy prządki z nim robią.
Nowe wydanie jest po prostu nieziemskie. Twarda oprawa, wklejka z mapą i druga z rysunkiem oraz fragment rysunku na grzbiecie, będący częścią większej ilustracji. Wszystkie pomyłki i niedociągnięcie korektorsko-redaktorskie zostały ograniczone do minimum. Jedyne co mnie dziwi to nietypowe przetłumaczenie tytułu, który dosłownie powinien brzmieć Upadłe Królestwo. Książka jest niestety dość podatna na uszkodzenia lub rysy, więc zalecałabym czytanie jej w domu, najlepiej w specjalnym pokrowcu i nienarażanie jej na mróz lub inne destrukcyjne źródła.
Polecam tę książkę miłośnikom powieści historycznych oraz wielotomowych cyklów. Okładkowe sroki również poczują się usatysfakcjonowane, a lubiący przygody otrzymają możliwość poznania zupełnie innego świata, który porwie ich bez reszty.
Ines de Castro
Okladka mi tez sie podoba,tredc również!
OdpowiedzUsuńTaka okładka natychmiast przykuwa uwagę i rozbudza wyobraźnię, książkę chce się przytulić, zagłębić w przygodę czytelniczą. :)
OdpowiedzUsuńTa książka mnie zaciekawiła :)
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytałabym te książkę, lubię historyczne :-)
OdpowiedzUsuń