Aru i Mimi przechodzą dalsze etapy szkolenia Pandawów, aby stać się tymi, którymi inni oczekują, że będą. Niestety, treningi zostają przerwane przez groźbę usunięcia dziewcząt z Innoświata w związku z podejrzeniem o kradzież łuku i strzał boga miłości. Do ekspedycji poszukiwawczej dołącza Brynne i Aiden, którzy mogą jej równie mocno pomóc, co zaszkodzić. Uczestnicy wyprawy będą musieli prosić o pomoc bogów, którzy wcale nie będą do tego skorzy, walczyć z demonami i własnymi słabościami, a przede wszystkim odkryć, jaka moc drzemie w pracy zespołowej oraz wspieraniu się wzajemnie.
Opinia
Aru Shah i pieśń śmierci to już drugi tom Kronik Pandawów, wydawanych pod patronatem Ricka Riordana. Podobnie jak jej poprzedniczka, błyskawicznie pojawiła się na listach bestsellerów i zajęła honorowe miejsce w sercach czytelników oraz w rankingach najlepszych książek 2019.
Autorka ponownie zdecydowała się na zastosowanie narracji pierwszoosobowej i sprawdza się ona tutaj naprawdę dobrze, ponieważ dzięki temu zaszła pewna selekcja informacji oraz myśli Aru. Nie jestem pewna, czy wszystko wyszłoby tak fajnie i miło w odbiorze, gdyby to nasza główna bohaterka opowiadała swoją historię. Shah jest naprawdę cudowna, ale jej roztrzepanie chyba nie miałoby zbyt pozytywnego wpływu na formę powieści.
Autorka zdecydowała się wprowadzić dwie nowe postacie: Aidena i Brynne. Ten pierwszy wprowadził miły, męski pierwiastek. Razem z Aru przeżyłam jej zauroczenie oraz to przykre rozczarowanie, które tak często spotyka zakochane dziewczyny. Sam Aiden może wydawać się trochę samolubny, ale w praktyce jest bardzo zaradny, a wszystkie jego zalety skrzętnie ukrywają jakiekolwiek mankamenty charakteru. Brynne natomiast bardzo przypominała mi Clarisse z książek Riordana, ponieważ podobnie jak młoda heroska początkowo nie przepadała za swoimi współtowarzyszami. Ponadto, rozpoczęła trening dużo wcześniej niż reszta Pandawów, co jest widoczne, a jej sztuczki niejednokrotnie wzbudziły podziw mój i bohaterów. Aru i Mimi zaczęły się ze sobą dogadywać jeszcze lepiej niż dotychczas i ich więź cały czas się wzmacnia. A skoro już o Pandawach mowa, to ciekawe, kiedy do tej zwariowanej grupy dołączą brakujące pierwiastki.
Opis z tyłu okładki obiecuje, że powieść ta zawiera "wszystko, co zachwycało w Aru Shah i końcu czasu". Czy się z tym zgadzam? W 100%! Autorka zdecydowała się na połączenie wątku ratowania świata z widmem osobistej straty Pandawów, czyli możliwością wygnania ich z Innoświata. Moim zdaniem jest to dobre i ciekawe posunięcie, ponieważ dzięki temu udało się uniknąć rutyny czy powtarzalności, które mogłyby się wkraść po kolejnej walce z Śpiącym. Po pobycie w krajach azjatyckich, gdzie mitologia hinduska oraz religia hinduistyczna sama w sobie zajmują bardzo ważne miejsce, wszystkie nawiązania do słynnych indyjskich eposów przykuwały moją uwagę i podobały mi się jeszcze bardziej niż poprzednio. Być może dlatego, że po wyjeździe mam jakieś pojęcie na ten temat, a wiadome jest, że zawsze lepiej się czyta o czymś, co znamy w jakiś sposób i możemy zgłębić swoją wiedzę lub skonfrontować różne źródła.
Aru Shah i pieśń śmierci przyszła do mnie w bardzo odpowiednim momencie, kiedy nic z książek czekających na przeczytanie specjalnie mnie nie przyciągało. Ta powieść to idealne remedium na kaca książkowego oraz niechęć czytelniczą - dość prosty, czasem wręcz dziecinny, język i niezwykłe przygody składają się na ogromną frajdę podczas lektury.
Wydanie książki również bardzo mi się podoba, nie zawiera rażących błędów czy literówek. Okładka jest śliczna, ale moim zdaniem tytuł powinien być w innym kolorze, aby rzucał się w oczy. Trochę drażni mnie również pasek na grzbiecie z informacją, który to tom, ponieważ na poprzedniej części go nie było. Rozumiem, podanie takiej informacji jest ważne dla potencjalnego czytelnika, ale róbmy to we wszystkich tomach, a nie w wybranych.
Polecam tę książkę wszystkim poszukującym znakomitej lektury wakacyjnej, aby się odstresować i przeżyć niesamowite przygody. Ponadto, miłośnicy mitologii hinduskiej oraz samej Aru na pewno będą zadowoleni.
Ines de Castro
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz