wtorek, 30 stycznia 2018

Recenzja #121 - Kłótnia bóstw londyńskich rzek - Rzeki Londynu - Ben Aaronovitch + żurawinowe podgrzewacze BISPOL






Opis fabuły

Peter Grant jest posterunkowym na stażu. Pewnego wieczoru zostaje wezwany na miejsce przestępstwa, gdzie William Skirmish stracił głowę - dosłownie! Młody policjant spotyka w Covent Garden ducha, który streszcza mu przebieg zdumiewających wydarzeń, których był świadkiem. Wkrótce Peter zostaje przydzielony do pracy z nadinspektorem Nightingalem. Jak się okazuje, w ten sposób staje się pierwszym od 50 lat uczniem czarodzieja, a sprawy, którymi od teraz będzie się zajmował, ani trochę nie będą należały do przyziemnych...


Opinia

Gdy po raz pierwszy przeczytałam opis tej książki i zobaczyłam okładkę, byłam święcie przekonana, że jej akcja toczy się w epoce wiktoriańskiej i dlatego w ciemno wzięłam do recenzji wszystkie trzy tomy o Peterze Grancie w nowym wydaniu. Po rozpoczęciu lektury okazało się, że Peter jest Mulatem , który korzysta z telefonu komórkowego - czas akcji jest o wiele bardziej współczesny niż mi się wydawało. Niezrażona tym, rozpoczęłam jednak lekturę. Czy się nie rozczarowałam?
Cała historia jest opowiedziana z perspektywy głównego bohatera, w narracji pierwszoosobowej. Troszkę irytowały mnie czasami niedopowiedzenia, które wprowadził autor, by zwiększyć napięcie. Narracja bardzo płynnie przeskakuje między wątkami, robiąc to również w ich punktach kulminacyjnych. Osoby nielubiące czekać na rozwiązanie zagadki mogą się przez to zniechęcić, ale spokojnie - na wszystko przychodzi czas i to, co ma zostać wyjaśnione, zostaje w odpowiednim momencie. 


Peter Grant jest jednym z najbardziej osobliwych detektywów, z jakim przyszło mi się spotkać na kartach powieści. Ma ogromne poczucie humoru i jego postrzeganie świata jest mi niezwykle bliskie. W swoim dotychczas mało skomplikowanym życiu musi nagle połączyć kilka odgrywanych ról i poradzić sobie z natłokiem zadań. Pozostaje przy tym typowym (lecz niezwykle uroczym i czarującym) mężczyzną, myślącym o tym, jak dobrać się komuś do spodni od munduru. Kolejną postacią, którą bardzo polubiłam jest Beverly Brook - młoda, pyskata dziewczyna, która umie postawić na swoim. Myślę, że mogłybyśmy się zaprzyjaźnić, ponieważ ma ona naprawdę bogatą, pełną kontrastów osobowość. Troszkę zabrakło mi informacji na temat Molly i Nightingale'a, o których przeszłości, pochodzeniu i doświadczeniach życiowych nic nie wiemy. Gdyby Rzeki Londynu nie spodobały mi się aż tak, to i tak sięgnęłabym po kolejne części z nadzieją na życiorysy tych dwóch tajemniczych postaci.


Akcja powieści toczy się we współczesnym Londynie, który jest pokazany dosadnie, lecz realistycznie. Elementy świata magicznego i tego normalnego, w którym my żyjemy, przeplatają się ze sobą, ale nie jest wyjaśnione, jak razem funkcjonują. Coś, co zasługuje na ogromne wyróżnienie w tej książce to na pewno przedstawienie edukacji ucznia czarodzieja. Nic nie jest łatwe i nie przychodzi Peterowi ot tak - bohater musi poświęcić bardzo dużo czasu na naukę jednego czaru, czego podkreślanie jest dość zabawne. Niezwykle spodobało mi się także połączenie genialnej intrygi kryminalnej z świetnie nakreślonym wątkiem fantasty. Nasuwa to troszkę skojarzenie z Grimm City Jakuba Ćwieka, ale Aaronovitch wprowadza nas w zupełnie inny wymiar połączenia tych dwóch gatunków. 

Język, jakim posłużył się autor przy pisaniu powieści nie należy do najłatwiejszych czy najprzyjemniejszych. W pozornie nudnych opisach jest ukryte wiele ciekawostek i wskazówek, dlatego wdrożenie się w świat Petera Granta zajmuje trochę więcej czasu. Kiedy jednak już się nam to uda, przeżywamy wspaniałe przygody w towarzystwie zajmujących bohaterów.
Nowa wydanie w twardej oprawie jest równie intrygujące, jak sama powieść. W delikatny sposób nakreśla to, czego możemy się spodziewać. Jak zwykle w tym wydawnictwie, korekta jest zrobiona właściwie wspaniale. Zastanawia mnie jedynie pojawiająca się litera t zapisana w odmienny sposób. Podobnie zdarzało się w wypadku Księgi cmentarnej, więc wydaje mi się, że zachodzi tu jakaś prawidłowość, którą prędzej czy później uda mi się rozgryźć. Na razie nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czytać kolejną część.
Przyznaję, że tę książkę dość rzadko czytałam w domu, bo wtedy nie mogłam się odpowiednio skupić - częściej porywałam Petera Granta do autobusu (nie pytajcie jak to się czasem kończyło). Kiedy już jednak udało mi się wygospodarować kilkadziesiąt minut ciszy i spokoju na przygody z młodym policjantem, towarzyszyły mi przy tym podgrzewacze Bispolu o zapachu dżemu żurawinowego. Pachną one bardzo subtelnie i pomagają się skupić na lekturze. Palą się naprawdę długo i są dobrej jakości. Możecie je dostać w paczuszce po 6 sztuk.
Ines de Castro
Książkę przeczytałam  w ramach: 52 i 100 książek w rok, Olimpiady czytelniczej.

8 komentarzy :

  1. O bardzo ciekawa książka dla mnie ta tematyka to nowość i z chęcią sprawdzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogółem książkę kojarzę, ale chyba jakoś nie mam na nią ochoty póki co :)

    Bookeater Reality

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie słyszałam o tej książce! A to coś zdecydowanie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie słyszałam o tej książce, w wolnej chwili zerknę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakos ta książka nie trafia w mój gust. Wolę jednak ksiazki autentyczne bez elementów magii, duchów itp.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja ostatnio mam coraz mniej czasu na czytanie książek. Zaczyna mi brakować doby.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie jest to propozycja dla mnie

    OdpowiedzUsuń
  8. Niestety to jednak nie dla mnie

    OdpowiedzUsuń

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.