Każde rozczarowanie z czasem staje się tylko kolejną życiową lekcją, a ból wyblakłym wspomnieniem...
Opis fabuły
Michał wiódł spokojne, dostatnie życie. No właśnie, wiódł, bo właśnie dowiedział się o zdradzie swojej narzeczonej i oszustwie wspólnika. Załamany mężczyzna wyjeżdża do Miasteczka w poszukiwaniu nowego życia i skarbu, który jego przodkowie ukryli w miejscu, gdzie teraz stoi restauracja Malwiny. Właścicielka lokalu boryka się z tęsknotą za ukochanym oraz kulinarnymi wymysłami swojej babci. Michał postanawia się zaprzyjaźnić z sympatyczną dziewczyną, a w odpowiednim momencie odkryć swój tajemniczy skarb. Nie przypuszcza jednak, że na jego drodze staną zwariowane staruszki, dzieci oraz święty Ekspedyt i już nic nie pójdzie zgodnie z planem.
Opinia
Świąteczna współpraca Magdy Witkiewicz i Alka Rogozińskiego narobiła sporo szumu w literackim świecie. W związku z tym, że poznałam Alka i zaczęłam się zaprzyjaźniać z jego twórczością, postanowiłam przedpremierowo zakupić (a właściwie wysłać tatę po zakup) na Targach Książki w Krakowie Pudełko z marzeniami. Udało mi się też zdobyć autografy autorów, ale do lektury zasiadłam (niestety) już po Świętach. Czy było warto?
Dwa główne wątki przedstawione w powieści to historie Malwiny i Michała. Czytelnik zostaje łagodnie wprowadzony w przeszłość bohaterów, by kilkadziesiąt stron później zostać wrzuconym w szalone poszukiwanie skarbu. Historię opowiada trzecioosobowy narrator, który od czasu do czasu wtrąca zabawne porównania i komentarze (nic dziwnego skoro jednym z autorów jest książę komedii kryminalnej).
Główni bohaterowie Pudełka z marzeniami są ludźmi, którymi nie do końca powiodło się w życiu. Miasteczko i jego osobliwi mieszkańcy ma oznaczać dla nich nowy start. Michał i Malwina mają wielopłaszczyznowe osobowości i razem z czytelnikami odkrywają prawdziwych siebie. Oboje wydali mi się bardzo sympatyczni. Postacie drugoplanowe zostały skonstruowane w sposób wręcz karykaturalny, ale akurat w tym wypadku nie jest to niczym złym. Nadaje to powieści pewnego smaczku, ale przede wszystkim ogromnej dawki humoru. Najbardziej ze wszystkich chyba zauroczyła mnie pani Wiesia, która nie da sobie w kaszę dmuchać i okazała się być niezłą intrygantką.
Miasteczko jest przykładem stereotypowej mieściny, w której każdy wie wszystko o wszystkich. Z reguły nie przepadam za takimi zamkniętymi społecznościami, ale w tym wypadku autorzy spisali się fenomenalnie. Pudełko z marzeniami jest bardzo przyjemną, pozytywną lekturą, nie tylko na Święta, ale muszę przyznać, że w bożonarodzeniowy klimat można wczuć się idealnie. Bardzo spodobała mi się również symbolika niektórych wydarzeń i postaci (na przykład św. Ekspedyta) a także widoczna współpraca autorów. Podejrzewam, że Magda zajęła się głównie konstruowaniem fabuły, a Alek dorzucał zabawne teksty i anegdotki. Jeśli tylko będzie taka okazja, to z przyjemnością sięgnę po kolejne dzieło tego niesamowitego duetu. Jest tutaj bowiem wszystko, czego można było oczekiwać: humor, miłość i poszukiwania tajemniczego skarbu, który wcale nie okaże się tym, co wszyscy podejrzewają.
Język użyty w powieści nie należy do wymagających, Pudełko jest takim lekkim, pozytywnym, świątecznym czytadełkiem. Muszę jednak zaznaczyć, że aby zrozumieć co ma pani Wiesia na myśli mówiąc "fifi w internatach", trzeba się troszkę orientować we współczesnym świecie 😂. I przede wszystkim należy mieć poczucie humoru!
Okładka książki również kojarzy się trochę świątecznie i z czystym sumieniem mogę polecić tę powieść jako prezent dla kogoś. Korekta jest dobrze zrobiona, a czcionka dość duża, dzięki czemu każdy może sięgnąć po tę cudowną powieść.
Polecam Pudełko z marzeniami bardzo serdecznie wszystkim, którzy chcą uwierzyć w magię nie tylko Świąt oraz dobrze się bawić przy lekturze.
Podczas czytania i robienia zdjęć towarzyszyły mi cudowne podgrzewacze od firmy BISPOL, które swoim delikatnym zapachem wprowadziły mnie w świąteczny nastrój. Podczas ich jednoczesnego zapalenia, mandarynka i żurawina stworzyły cudowną, łagodną mieszankę zapachów. Dodatkowo, żurawinowe podgrzewacze idealnie sprawdziły się na zdjęciach, gdyż swoim kolorem pasują do okładki tej książki.
Ines de Castro
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: 52 i 100 książek w rok, Olimpiada czytelnicza oraz wyzwanie od Niestatystycznego (ma co najmniej dwóch autorów).
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: 52 i 100 książek w rok, Olimpiada czytelnicza oraz wyzwanie od Niestatystycznego (ma co najmniej dwóch autorów).
Nie znam tej książki, ani twórczości autorów, ale na tę chwilę mnie do nich nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, pozdrawiam ciepło,
https://mieszkajaca-miedzy-literami.blogspot.com/
Kurczę, a ja czytałam, ze ta książka wcale nie ejst taka rewelacyjna. No i teraz nie wiem, czytać, nie czytać?
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie :) Gratuluję dedykacji od autorki!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Wiele dobrego o tej pozycji słyszałam i już na nią poluję :D
OdpowiedzUsuńmandarynkowe zurawinowe podgrzewacze brzmią świetnie :)
OdpowiedzUsuńOkładka jest dość interesująca. Szkoda że brakuje mi czasu na czytanie. Przydała by sie 25 godzina
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że książka przypadła by mi do gustu
OdpowiedzUsuń