Hej! Mam dzisiaj dla Was opowiadanie mojego autorstwa, napisane na potrzeby konkursu organizowanego przez wydawnictwo Feeria Young. Zapraszam do lektury i wzięcia udziału w konkursie (wszystkie potrzebne linki znajdują się pod opowiadaniem).
AUSTRALIJSKA PRZYGODA
Stałam pochylona nad walizką i
po raz kolejny sprawdzałam, czy wszystko mam: koszulki, spodenki,
spódniczki, aparat, zapas książek i czytnik e-booków… chyba
byłam gotowa, by wyruszyć w podróż mojego życia. Wyjazd do
Australii był moim marzeniem odkąd pamiętam. Skrzętnie
planowałam tam wakacje już od roku. Początkowo miałam jechać tam
z moim chłopakiem, Zachem. Niestety, odwołał on swój udział w
wyprawie, ale nie powstrzymało mnie to przed spełnieniem swoich
marzeń. Teraz, spakowana, miałam udać się na lotnisko. Nagle
usłyszałam pukanie.
- Proszę!
- Cześć kochanie – do pokoju
wszedł Zach. Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Zaciągnęłam
się zapachem jego perfum i pomyślałam, jak bardzo będzie mi
brakowało mojego ukochanego.
- Szkoda, że ze mną nie
jedziesz – szepnęłam i go przytuliłam. Poczułam delikatną
fakturę jego ulubionej skórzanej kurtki, którą wiele razy mi
pożyczał.
- No właśnie w związku z tym
przychodzę – odsunął mnie od siebie i spojrzał mi w oczy. -
Postanowiłem, że jeśli masz jechać do Australii, to tylko ze mną.
I w ten oto sposób jestem. Załatwiłem wszystkie rezerwacje
bezproblemowo.
- Naprawdę? Jedziemy razem? Ty i
ja? - dopytywałam, nie dowierzając.
- Tak skarbie – Zach ponownie
mnie przytulił. - Jedziemy?
- Już? Mamy jeszcze mnóstwo
czasu.
- Lepiej… lepiej się nie
spóźnić – Zach wydawał się zdenerwowany. Zapięłam walizkę,
którą on zniósł na dół. Wzięłam jeszcze plecak i zeszłam za
chłopakiem. Zamknęłam dom i skierowaliśmy się do jego pięknego,
czarnego BMW X5. Droga na lotnisko minęła nam spokojnie, na
rozmowie i słuchaniu muzyki. Na lotnisku w Warszawie załatwiliśmy
wszystkie formalności bez zbędnych niedogodności i usiedliśmy
przy bramce, czekając na nasz lot do Sydney. Nagle zobaczyliśmy, że
jakiś mężczyzna w garniturze zbliża się do nas, dokładnie
lustrując Zacha wzrokiem. Poczułam, że mięśnie obejmującego
mnie chłopaka napięły się, a on sam wyprostował się gwałtownie.
- Znaleźli mnie – szepnął
przerażony.
- Zach? O co chodzi? Kto cię
znalazł?
W tym momencie podejrzany
mężczyzna do nas podszedł.
- Dzień dobry. Przepraszam
bardzo, ale wiedzą może państwo, skąd odlatuje samolot do
Monachium?
- Przykro mi, ale nie wiemy. Może
powinien pan zapytać tamtego mężczyznę – wskazałam osobę
pracującą w obsłudze lotniska. Mężczyzna skinął mi głową i
odszedł we wskazanym kierunku. Zach odetchnął głęboko i opadł
na fotel.
- Zach?
- Tak?
- Wszystko dobrze? Czemu wpadłeś
w taką panikę?
- Ja? Chyba ci się wydawało –
burknął. Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam do plecaka po
książkę. Chwilę później jednak wywołali nasz lot. Wsiedliśmy
do samolotu i planowo wylecieliśmy w kierunku Australii.
- Agnieszka? - usłyszałam głos
Zacha.
- Tak? - spytałam oschle.
- Przepraszam za moje zachowanie
na lotnisku. Nie powinienem był się tak do ciebie odezwać.
Popatrzyłam na niego. W jego
oczach malował się prawdziwy żal, który jest podobno tak rzadki
jak prawdziwa miłość.
- No dobra – westchnęłam.
Zach objął mnie i delikatnie pocałował w usta. Lot minął nam
spokojnie. Trochę czytaliśmy, rozmawialiśmy, ale głównie
słuchaliśmy muzyki, a ja jeszcze spałam przytulona do Zacha. Po
ponad dwudziestu godzinach i dwóch przesiadkach dolecieliśmy do
Sydney. Tam odebraliśmy bagaże i taksówką udaliśmy się do
hotelu. W pokoju wzięliśmy prysznic i poszliśmy spać.
Przez kilka kolejnych dni
realizowaliśmy cały mój plan: Opera, korty tenisowe oraz Ogrody
Botaniczne. Oprócz tego wypoczywaliśmy w hotelu nad basenem lub
bawiliśmy się w pobliskiej dyskotece. Pewnego dnia Zach
zaproponował, żebyśmy wynajęli samochód i pojechali na wycieczkę
do outbacku – australijskiej pustyni. Może udałoby się nam
zobaczyć wtedy cuda fauny i flory Australii. Bez wahania się
zgodziłam. Dwa dni później, z samego rana, pakowaliśmy plecaki do
bagażnika wynajętego BMW X5 (oboje mamy słabość do tego modelu,
więc nie mogliśmy wypożyczyć innego auta). Pojechaliśmy do celu
naszej podróży. Jeździliśmy po outbacku, gdy nagle samochód
stanął.
- Nie ma benzyny.
- Jak to nie ma benzyny?
- No normalnie. Była, a nie ma.
Zach ściągnął kurtkę,
zobaczyłam rysujące się pod obcisłą koszulką jego mięśnie
brzucha. Chłopak przystąpił do oględzin auta. Po chwili okazało
się, że część benzyny wyciekła z powodu jakiejś usterki.
Usiadłam na ziemi załamana.
- Hej, słonko. Poradzimy sobie.
- Jak? Jesteśmy na kompletnym
pustkowiu i nie mamy paliwa! Jesteśmy kilometry od cywilizacji, nie
ma zasięgu! Utknęliśmy tu!
Zach pomógł mi wstać, otarł
łzy w moich policzków.
- Czytałem, że w outbacku jest
mnóstwo wiosek Aborygenów, całkiem cywilizowanych. Może jedną
znajdziemy, a oni nam pomogą? Zgoda?
Pokiwałam głową, a Zach mnie
pocałował. Chwilę później, z przyspieszonymi oddechami,
ruszyliśmy w głąb pustkowia. Objęliśmy się, wspierając w
marszu. Nagle Zach znieruchomiał.
- Kochanie, co…? - urwałam, bo
już poznałam przyczynę zachowania chłopaka. W oddali unosił się
dym! Od razu ruszyliśmy w tamtą stronę. Po jakimś czasie
zobaczyliśmy domki i krzątających się między nimi ludzi.
Dotarliśmy do wioski wyczerpani. Jeden z Aborygenów podszedł do
nas i zapytał, co tu robimy. Opowiedzieliśmy mu naszą historię, a
on zaoferował nam jedzenie, kąpiel i schronienie na noc. Następnego
dnia miał iść z nami w kierunku samochodu, zabierając kanister
benzyny. Zjedliśmy skromną kolację i udaliśmy się do chatki. Na
podwójnym prostym łóżku leżał kawałek materiału – narzuta,
pod którą mogliśmy spać. Wzięliśmy prysznic. Zach do spania
zdjął koszulkę, a ja spodenki. Przykrył nas materiałem, a ja się
w niego wtuliłam. Głaskałam go po torsie tak długo, aż zasnęłam.
Następnego dnia obudziły mnie
delikatne pocałunki.
- Hej – szepnęłam.
- Cześć królewno –
powiedział Zach, bawiąc się moimi włosami. Wstaliśmy, zjedliśmy
śniadanie, a następnie podziękowaliśmy gospodarzom za gościnę.
Razem z zaprzyjaźnionym Aborygenem i kanistrem benzyny ruszyliśmy w
drogę powrotną do samochodu. Szłam z Zachem przytulona.
- Ten mężczyzna z lotniska…
miał coś wspólnego z twoją przeszłością? - mój chłopak
rzadko poruszał kwestię swojego dzieciństwa i wczesnej młodości.
Wiedziałam tylko tyle, że mieszkał w Stanach i niezbyt dobrze mu
się wiodło.
- Czemu drążysz ten temat?
Powiedziałem, że to nic takiego.
Zach odtrącił mnie i ruszył do
przodu. Nagle usłyszałam szczekanie. Odwróciłam się, a tam inny
Aborygen i mężczyzna z lotniska stali i patrzyli, jak stado psów
dingo biegnie w naszą stronę.
- Uciekajmy! - krzyknęłam i
rzuciłam się do przodu. Zach spojrzał do tyłu i również zaczął
biec. Natomiast Aborygen tylko wskazywał psom kierunek. Zach biegł
przede mną. Nagle poczułam zęby zaciskające się na mojej łydce.
- Zach! - krzyknęłam w
momencie, gdy moją nogę przeszył okropny ból. Chłopak odwrócił
się w moją stronę i rzucił na zwierzę. Odtrącił psa, który
mnie ugryzł i kilka innych. Upewnił się, że stado uciekło i
ruszył w kierunku mężczyzny w garniturze, który już sięgał po
broń. Zach wyrwał mu pistolet i popchnął go.
- Nie dociera do was?! Nie
pracuję już dla was! Dajcie nam spokój, i tak nie wrócę! Na
razie możesz odejść, ale jeśli spotkamy się jeszcze raz, to nie
będzie już tak kolorowo.
Mężczyzna cofnął się
nerwowo. Aborygeni ruszyli za nim. Zach wyrwał jednemu z nich
kanister i podbiegł do mnie. Próbowałam usiąść, ale byłam zbyt
słaba. Chłopak ściągnął swoją koszulkę i zawiązał ją na
mojej łydce.
- Zach – szepnęłam.
- Już dobrze kochanie. Nic ci
nie będzie.
Nagle zrobiło się ciemno. przed
oczami
Obudziłam się. Światło
słoneczne podrażniało moje oczy, ale było to lepsze niż
wszechogarniająca ciemność. Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Byłam w sali szpitalnej, leżałam w łóżku. Moja noga była na
wyciągu. Bolała. Obok mnie siedział Zach.
- Agnieszka!
- Zach – szepnęłam i
pogłaskałam go po jego czuprynie.
- Kochanie tak bardzo cię
przepraszam. To moja wina. W USA… pracowałem w Organizacji. Byłem
agentem, przyjmującym nową tożsamość do każdego zadania –
nikim, nieznanym zabójcą. Miałem zabijać ludzi, którzy zagrażali
naszemu krajowi. Podczas misji w Polsce poznałem ciebie… i
zakochałem się. Rzuciłem organizację, ale oni nie odpuszczają
tak łatwo. Znaleźli mnie w Polsce, więc zdecydowałem się na ten
wyjazd, żeby zmylić trop. Ale tu też nas dopadli. Zepsuli auto,
zapłacili Aborygenom, by ci nasłali na nas dingo. To przeze mnie tu
leżysz.
- Zach… dziękuję, że mi to
powiedziałeś. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wybrałeś
mnie, nas. I jeśli to ma być cena za naszą miłość, to jestem
gotowa ją ponieść.
- Kocham cię.
- Ja też cię kocham.
Rana goiła się dobrze. Nie było
zakażenia, straciłam tylko mnóstwo krwi. Jakiś czas później
mogłam wyjść ze szpitala. Zach wciąż mnie wspierał. Gdy tylko
mogłam wrócić do domu, uczyniliśmy to bezzwłocznie. Nie wiem,
czy Organizacja będzie jeszcze szykanować Zacha. Wiem jednak, że
zawsze mu pomogę, bo go kocham. Tak po prostu.
Ideą konkursu jest napisanie opowiadania, którego bohaterem jestem ja i postać z książki wydanej przez Feerię Young. W moim przypadku jest to Zach z ,,Chłopak nikt". Recenzję tej książki możecie znaleźć TU.
link do fanpage'a wydawnictwa: https://www.facebook.com/FeeriaYoung/
link do wydarzenia: https://www.facebook.com/events/1070173719716423/
#wakacjezfeeriayoung
Zapraszam Was do wzięcia udziału w konkursie, bo nagrody kuszą. Może podzielicie się swoją opinią dotyczącą mojego krótkiego dzieła?
Ines de Castro