środa, 27 lipca 2016

Twórczość Ines de Castro - Opowiadanie na konkurs Feerii Young

Hej! Mam dzisiaj dla Was opowiadanie mojego autorstwa, napisane na potrzeby konkursu organizowanego przez wydawnictwo Feeria Young. Zapraszam do lektury i wzięcia udziału w konkursie (wszystkie potrzebne linki znajdują się pod opowiadaniem).

AUSTRALIJSKA PRZYGODA

Stałam pochylona nad walizką i po raz kolejny sprawdzałam, czy wszystko mam: koszulki, spodenki, spódniczki, aparat, zapas książek i czytnik e-booków… chyba byłam gotowa, by wyruszyć w podróż mojego życia. Wyjazd do Australii był moim marzeniem odkąd pamiętam. Skrzętnie planowałam tam wakacje już od roku. Początkowo miałam jechać tam z moim chłopakiem, Zachem. Niestety, odwołał on swój udział w wyprawie, ale nie powstrzymało mnie to przed spełnieniem swoich marzeń. Teraz, spakowana, miałam udać się na lotnisko. Nagle usłyszałam pukanie.
- Proszę!
- Cześć kochanie – do pokoju wszedł Zach. Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Zaciągnęłam się zapachem jego perfum i pomyślałam, jak bardzo będzie mi brakowało mojego ukochanego.
- Szkoda, że ze mną nie jedziesz – szepnęłam i go przytuliłam. Poczułam delikatną fakturę jego ulubionej skórzanej kurtki, którą wiele razy mi pożyczał.
- No właśnie w związku z tym przychodzę – odsunął mnie od siebie i spojrzał mi w oczy. - Postanowiłem, że jeśli masz jechać do Australii, to tylko ze mną. I w ten oto sposób jestem. Załatwiłem wszystkie rezerwacje bezproblemowo.
- Naprawdę? Jedziemy razem? Ty i ja? - dopytywałam, nie dowierzając.
- Tak skarbie – Zach ponownie mnie przytulił. - Jedziemy?
- Już? Mamy jeszcze mnóstwo czasu.
- Lepiej… lepiej się nie spóźnić – Zach wydawał się zdenerwowany. Zapięłam walizkę, którą on zniósł na dół. Wzięłam jeszcze plecak i zeszłam za chłopakiem. Zamknęłam dom i skierowaliśmy się do jego pięknego, czarnego BMW X5. Droga na lotnisko minęła nam spokojnie, na rozmowie i słuchaniu muzyki. Na lotnisku w Warszawie załatwiliśmy wszystkie formalności bez zbędnych niedogodności i usiedliśmy przy bramce, czekając na nasz lot do Sydney. Nagle zobaczyliśmy, że jakiś mężczyzna w garniturze zbliża się do nas, dokładnie lustrując Zacha wzrokiem. Poczułam, że mięśnie obejmującego mnie chłopaka napięły się, a on sam wyprostował się gwałtownie.
- Znaleźli mnie – szepnął przerażony.
- Zach? O co chodzi? Kto cię znalazł?
W tym momencie podejrzany mężczyzna do nas podszedł.
- Dzień dobry. Przepraszam bardzo, ale wiedzą może państwo, skąd odlatuje samolot do Monachium?
- Przykro mi, ale nie wiemy. Może powinien pan zapytać tamtego mężczyznę – wskazałam osobę pracującą w obsłudze lotniska. Mężczyzna skinął mi głową i odszedł we wskazanym kierunku. Zach odetchnął głęboko i opadł na fotel.
- Zach?
- Tak?
- Wszystko dobrze? Czemu wpadłeś w taką panikę?
- Ja? Chyba ci się wydawało – burknął. Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam do plecaka po książkę. Chwilę później jednak wywołali nasz lot. Wsiedliśmy do samolotu i planowo wylecieliśmy w kierunku Australii.
- Agnieszka? - usłyszałam głos Zacha.
- Tak? - spytałam oschle.
- Przepraszam za moje zachowanie na lotnisku. Nie powinienem był się tak do ciebie odezwać.
Popatrzyłam na niego. W jego oczach malował się prawdziwy żal, który jest podobno tak rzadki jak prawdziwa miłość.
- No dobra – westchnęłam. Zach objął mnie i delikatnie pocałował w usta. Lot minął nam spokojnie. Trochę czytaliśmy, rozmawialiśmy, ale głównie słuchaliśmy muzyki, a ja jeszcze spałam przytulona do Zacha. Po ponad dwudziestu godzinach i dwóch przesiadkach dolecieliśmy do Sydney. Tam odebraliśmy bagaże i taksówką udaliśmy się do hotelu. W pokoju wzięliśmy prysznic i poszliśmy spać.
Przez kilka kolejnych dni realizowaliśmy cały mój plan: Opera, korty tenisowe oraz Ogrody Botaniczne. Oprócz tego wypoczywaliśmy w hotelu nad basenem lub bawiliśmy się w pobliskiej dyskotece. Pewnego dnia Zach zaproponował, żebyśmy wynajęli samochód i pojechali na wycieczkę do outbacku – australijskiej pustyni. Może udałoby się nam zobaczyć wtedy cuda fauny i flory Australii. Bez wahania się zgodziłam. Dwa dni później, z samego rana, pakowaliśmy plecaki do bagażnika wynajętego BMW X5 (oboje mamy słabość do tego modelu, więc nie mogliśmy wypożyczyć innego auta). Pojechaliśmy do celu naszej podróży. Jeździliśmy po outbacku, gdy nagle samochód stanął.
- Nie ma benzyny.
- Jak to nie ma benzyny?
- No normalnie. Była, a nie ma.
Zach ściągnął kurtkę, zobaczyłam rysujące się pod obcisłą koszulką jego mięśnie brzucha. Chłopak przystąpił do oględzin auta. Po chwili okazało się, że część benzyny wyciekła z powodu jakiejś usterki. Usiadłam na ziemi załamana.
- Hej, słonko. Poradzimy sobie.
- Jak? Jesteśmy na kompletnym pustkowiu i nie mamy paliwa! Jesteśmy kilometry od cywilizacji, nie ma zasięgu! Utknęliśmy tu!
Zach pomógł mi wstać, otarł łzy w moich policzków.
- Czytałem, że w outbacku jest mnóstwo wiosek Aborygenów, całkiem cywilizowanych. Może jedną znajdziemy, a oni nam pomogą? Zgoda?
Pokiwałam głową, a Zach mnie pocałował. Chwilę później, z przyspieszonymi oddechami, ruszyliśmy w głąb pustkowia. Objęliśmy się, wspierając w marszu. Nagle Zach znieruchomiał.
- Kochanie, co…? - urwałam, bo już poznałam przyczynę zachowania chłopaka. W oddali unosił się dym! Od razu ruszyliśmy w tamtą stronę. Po jakimś czasie zobaczyliśmy domki i krzątających się między nimi ludzi. Dotarliśmy do wioski wyczerpani. Jeden z Aborygenów podszedł do nas i zapytał, co tu robimy. Opowiedzieliśmy mu naszą historię, a on zaoferował nam jedzenie, kąpiel i schronienie na noc. Następnego dnia miał iść z nami w kierunku samochodu, zabierając kanister benzyny. Zjedliśmy skromną kolację i udaliśmy się do chatki. Na podwójnym prostym łóżku leżał kawałek materiału – narzuta, pod którą mogliśmy spać. Wzięliśmy prysznic. Zach do spania zdjął koszulkę, a ja spodenki. Przykrył nas materiałem, a ja się w niego wtuliłam. Głaskałam go po torsie tak długo, aż zasnęłam.

Następnego dnia obudziły mnie delikatne pocałunki.
- Hej – szepnęłam.
- Cześć królewno – powiedział Zach, bawiąc się moimi włosami. Wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie, a następnie podziękowaliśmy gospodarzom za gościnę. Razem z zaprzyjaźnionym Aborygenem i kanistrem benzyny ruszyliśmy w drogę powrotną do samochodu. Szłam z Zachem przytulona.
- Ten mężczyzna z lotniska… miał coś wspólnego z twoją przeszłością? - mój chłopak rzadko poruszał kwestię swojego dzieciństwa i wczesnej młodości. Wiedziałam tylko tyle, że mieszkał w Stanach i niezbyt dobrze mu się wiodło.
- Czemu drążysz ten temat? Powiedziałem, że to nic takiego.
Zach odtrącił mnie i ruszył do przodu. Nagle usłyszałam szczekanie. Odwróciłam się, a tam inny Aborygen i mężczyzna z lotniska stali i patrzyli, jak stado psów dingo biegnie w naszą stronę.
- Uciekajmy! - krzyknęłam i rzuciłam się do przodu. Zach spojrzał do tyłu i również zaczął biec. Natomiast Aborygen tylko wskazywał psom kierunek. Zach biegł przede mną. Nagle poczułam zęby zaciskające się na mojej łydce.
- Zach! - krzyknęłam w momencie, gdy moją nogę przeszył okropny ból. Chłopak odwrócił się w moją stronę i rzucił na zwierzę. Odtrącił psa, który mnie ugryzł i kilka innych. Upewnił się, że stado uciekło i ruszył w kierunku mężczyzny w garniturze, który już sięgał po broń. Zach wyrwał mu pistolet i popchnął go.
- Nie dociera do was?! Nie pracuję już dla was! Dajcie nam spokój, i tak nie wrócę! Na razie możesz odejść, ale jeśli spotkamy się jeszcze raz, to nie będzie już tak kolorowo.
Mężczyzna cofnął się nerwowo. Aborygeni ruszyli za nim. Zach wyrwał jednemu z nich kanister i podbiegł do mnie. Próbowałam usiąść, ale byłam zbyt słaba. Chłopak ściągnął swoją koszulkę i zawiązał ją na mojej łydce.
- Zach – szepnęłam.
- Już dobrze kochanie. Nic ci nie będzie.
Nagle zrobiło się ciemno. przed oczami
Obudziłam się. Światło słoneczne podrażniało moje oczy, ale było to lepsze niż wszechogarniająca ciemność. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byłam w sali szpitalnej, leżałam w łóżku. Moja noga była na wyciągu. Bolała. Obok mnie siedział Zach.
- Agnieszka!
- Zach – szepnęłam i pogłaskałam go po jego czuprynie.
- Kochanie tak bardzo cię przepraszam. To moja wina. W USA… pracowałem w Organizacji. Byłem agentem, przyjmującym nową tożsamość do każdego zadania – nikim, nieznanym zabójcą. Miałem zabijać ludzi, którzy zagrażali naszemu krajowi. Podczas misji w Polsce poznałem ciebie… i zakochałem się. Rzuciłem organizację, ale oni nie odpuszczają tak łatwo. Znaleźli mnie w Polsce, więc zdecydowałem się na ten wyjazd, żeby zmylić trop. Ale tu też nas dopadli. Zepsuli auto, zapłacili Aborygenom, by ci nasłali na nas dingo. To przeze mnie tu leżysz.
- Zach… dziękuję, że mi to powiedziałeś. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wybrałeś mnie, nas. I jeśli to ma być cena za naszą miłość, to jestem gotowa ją ponieść.
- Kocham cię.
- Ja też cię kocham.

Rana goiła się dobrze. Nie było zakażenia, straciłam tylko mnóstwo krwi. Jakiś czas później mogłam wyjść ze szpitala. Zach wciąż mnie wspierał. Gdy tylko mogłam wrócić do domu, uczyniliśmy to bezzwłocznie. Nie wiem, czy Organizacja będzie jeszcze szykanować Zacha. Wiem jednak, że zawsze mu pomogę, bo go kocham. Tak po prostu. 

Ideą konkursu jest napisanie opowiadania, którego bohaterem jestem ja i postać z książki wydanej przez Feerię Young. W moim przypadku jest to Zach z ,,Chłopak nikt". Recenzję tej książki możecie znaleźć TU.

link do fanpage'a wydawnictwa: https://www.facebook.com/FeeriaYoung/
#wakacjezfeeriayoung

Zapraszam Was do wzięcia udziału w konkursie, bo nagrody kuszą. Może podzielicie się swoją opinią dotyczącą mojego krótkiego dzieła?


Ines de Castro

1 komentarz :

  1. Fajne opowiadanie. Bardzo przyjemnie się czyta! :D Też lubię Australię, ale niestety nie pojadę tam :/ (ogromne pająki)

    OdpowiedzUsuń

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.