Milczenie to skarb z ukrytą tajemnicą.
Pewnego zimowego dnia komisarz Bernard Gross dokonuje makabrycznego znaleziska. Pod taflą zamarzniętego jeziora dostrzega bowiem ciało nastolatka, a w pozostawionej na zbiorniku łódce odnajduje zwłoki bezdomnego mężczyzny. Według patologa i techników nie ma żadnych podstaw, by podejrzewać udział osób trzecich - wychłodzenie czy utonięcie to częste przyczyny śmierci o tej porze roku. Zdaniem Bernarda coś się jednak nie zgadza. Policjant zaczyna drążyć w poszukiwaniu prawdy o tożsamości bezdomnego mężczyzny oraz wydarzeń na jeziorze. Czy to możliwe, że dwa trupy mają ze sobą coś więcej wspólnego niż miejsce i czas odnalezienia zwłok?
Opinia
Skaza to pierwsza powieść Roberta Małeckiego, z jaką miałam do czynienia. Dotychczas spotkałam się z twórczością autora tylko w formie opowiadania w zbiorze Zabójczy pocisk, ale o jego trylogii z Markiem Benerem było swojego czasu bardzo głośno. Nigdy jednak nie nadarzyła się okazja do sięgnięcia po którąś z powieści tego autora. Obecność pierwszej części zupełnie nowego cyklu wśród wrześniowych nowości potraktowałam jako znak i dzięki uprzejmości księgarni Tania Książka doznałam zaszczytu poznania kolejnego komisarza wśród bohaterów literackich, Bernarda Grossa. Jak wypadło moje spotkanie z takiego rodzaju kryminałem?
Historia została poprowadzona w dwóch liniach czasowych: teraźniejszości, podzielonej na kolejne dni śledztwa (i ewentualnego ciągu dalszego) oraz przeszłości. Retrospekcja sięga 10 lat wstecz, a o zmianie czasu akcji czytelnik zawsze zostaje poinformowany. Różnice czasowe i płynne przejścia między nimi zastępują podział na rozdziały. Historię przestawia czytelnikowi narrator trzecioosobowy, który nie podaje dodatkowych informacji, ograniczając się do opisu sytuacji. Czasami uzyskujemy też wgląd w myśli głównego bohatera, ale nigdy nie wychodzą one na pierwszy plan, by nie przeszkadzać w toku śledztwa, które czytelnik prowadzi na równi z Bernardem.
Komisarz Gross to jeden z tych bohaterów, o których tylko teoretycznie wie się bardzo dużo. Czytelnik towarzyszy mu na każdym kroku, poznaje jego zainteresowania i przeszłość, ale nadal wiele elementów jego życia pozostaje niewyjaśnionych. Na pewno jest osobą bardzo ambicjonalną i dociekliwą, a swój zawód traktuje naprawdę poważne. Widać, że jego osobowość została ukształtowana przez bogatą, jednak dość tragiczną przeszłość, której demony nie chcą ustąpić. Gross potrafi zaskakiwać na każdym kroku - nie tylko zdolnością łączenia ze sobą faktów, ale także swoją stanowczością i racjonalnym myśleniem w trudnych sytuacjach. Na swojej drodze komisarz spotyka różnych ludzi - policjantów, lekarzy oraz mieszkańców Chełmży, z których każdy jest zupełnie inny. W treści wszystkie postacie zostały dokładnie przedstawione i stopniowo opisywane tak, by zapaść czytelnikowi w pamięć. I nie chodzi tu nawet o imiona czy nazwiska, ale o to, że zawsze ma się pojęcie, o kim jest mowa w danej sytuacji. Moją ogromną sympatię wzbudziła Skałka, której poświęciłabym więcej uwagi i poznała bliżej. Jest ona bardzo silną kobietą, nie stereotypowym wyobrażeniem policjantki, ale osobą, która wie, czego chce w życiu. Nie jest łatwo jej to osiągnąć, życie rzuca jej pod nogi kolejne kłody, ale ona brnie dalej. Jej relacja z Grossem jest świetnym przykładem przyjaźni między przełożonym a podwładnym i sprawia, że oboje wydają się bardziej ludzcy.
Przed rozpoczęciem czytania Skazy "nafaszerowałam się" krwawymi, brutalnymi kryminałami, gdzie trup gęsto się ściele. I właśnie dlatego na początku miałam z tą książką pewien problem. Stopniowe, powolne budowanie napięcia oraz wyraziste wątki obyczajowe, poboczne i drugo-, trzecioplanowi bohaterowie stanowiły zupełne przeciwieństwo tego, do czego ostatnio przywykłam. Tutaj dialogi ustępują miejsca opisom, których nie można pominąć. Często zawierają one niezwykle istotne informacje na temat poczynań głównych bohaterów lub faktów, które mogą pomóc w śledztwie. Licznie pojawiające się poszlaki oraz bezbłędna intuicja głównego bohatera prowadzą nas do miejsca, w którym wszystko się łączy, ale nadal brakuje odpowiedzi na jedno, najważniejsze pytanie. Umieszczenie akcji w małej, zamkniętej społeczności jest bardzo lubianym przeze mnie zabiegiem. Nie mogę zgodzić się z opisem z tyłu okładki, według którego mieszkańcy w obliczu pytań nabierają wody w usta. Tutaj jest to raczej uleganie złudzeniom i manipulacjom oraz to, że często ktoś nie zdaje sobie z czegoś sprawy. Robert Małecki bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, opierając ponad 560-stronicową powieść kryminalną na dwóch ciałach, które nie noszą żadnych znamion zbrodni. Udało mu się zbudować napięcie na najwyższym stopniu, nie podając czytelnikowi niczego na tacy. Nawet ostateczne zakończenie i wersję wydarzeń musimy sami sobie ustalić, na podstawie przeczytanej powieści. Nikt nie przychodzi i nie wyjaśnia wszystkiego od początku, a na jakiekolwiek pytania jest się w stanie znaleźć odpowiedzi, jeśli tylko szuka się odpowiednio głęboko. Podczas trwania akcji tej książki na jaw wychodzi wiele nowych okoliczności, a mimo to autor znalazł czas na dokładne rozwinięcie osobowości bohaterów oraz różnych wątków obyczajowych, które można pociągnąć jeszcze dalej. Co do sprawy kryminalnej - zamyka się ona dokładnie w tym tomie, co świadczy o tym, że kolejny będzie dotyczył czegoś nowego. Być może skupi się na zgłoszeniu przyjętym przez miejscową policję w jednym z ostatnich rozdziałów.
Robert Małecki bardzo dokładnie skonstruował swoją powieść, by uniknąć jakichkolwiek niesnasek. Każdy szczegół jest tutaj istotny i jest to zdecydowanie jeden z lepszych, bardziej wyjątkowych kryminałów. Skaza i jej bohaterowie po prostu się wyróżniają, a ja z niecierpliwością czekam na kolejny tom (z nadzieją, że będą to tomy!). Muszę też zwrócić uwagę na dość specyficzny styl autora. Dość długie zdania oraz ich szyk wymusza na czytelniku skupienie na książce i niepominięcie żadnego szczegółu. Niejednokrotnie musiałam wracać do poszczególnych fragmentów, bo zdarzało mi się wyłączyć i nie wiedzieć, o czym czytam. Pod względem językowym nie ma tu przesady w żadną stronę: jakiekolwiek gorszące opisy czy słownictwo zostały zachowane w ilościach, których nikt nie uzna za zbyt wulgarne,
Wydanie jest bardzo ładne i porządne, grzbiet się nie łamie mimo sporej objętości książki. Również nazwy rozdziałów zostały potraktowane wyjątkowo - tak, jakby druk przebijał na drugą stronę. Jeśli chodzi o błędy, to kojarzę jedną małą literówkę i jakiś brak kropki, czyli bardzo bardzo dobrze. Na pewno nie jest to moje ostatnie spotkanie z Robertem Małeckim (pod względem jego twórczości, a osobiście zobaczę się z autorem już na Śląskich Targach Książki).
Polecam tę powieść wszystkim fanom dobrego kryminału, dla których nie liczy się ilość trupów, ale genialnie wykreowany i opisany świat z ciekawymi, wielowymiarowymi bohaterami.
Ines de Castro
zdjęcia i recenzja suuuper
OdpowiedzUsuńKsiążkę mam w planach, ale nue jest moim priorytetem, więc mogę jeszcze długo ją omijać ;)
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie książką :)
OdpowiedzUsuń