Gniew jest maską, pod którą zwykle skrywamy strach i słabość.
Sytuacja w Tristii wydaje się spokojna, Valiana w roli Obrończyni Królestwa radzi sobie niezwykle dobrze z roszczeniowymi książętami. Tymczasem okazuje się jednak, że znaleziono sposób, by powstrzymywać moce Świętych i ich zabijać, o czym Falcio i jego towarzysze przekonają się na własnej skórze. Za wszystkim wydaje się stać grupa niezwykle silnych i odpornych na ból wojowników, nazywających się Bożymi Igłami. Przyjaźń grupy towarzyszy zostanie wystawiona na trudną próbę, której przejście może zaważyć na losach całego królestwa.
Opinia
Jak można było przeczytać w mojej recenzji Cienia rycerza, miałam z tamtą powieścią dość duże problemy, jeśli chodzi o skończenie jej. Poczułam się jednak dziwnie zmotywowana i bez wahania sięgnęłam po kolejne opasłe tomiszcze, stanowiące trzeci tom serii Wielkie Płaszcze. Co tym razem wykombinował autor? I w jakie tarapaty postanowił wpakować swoich bohaterów?
Pałeczkę narratora ponownie oddano w ręce naszego ulubionego, czasem biadolącego, gaduły - Falcia val Monda. Jego psychika niewątpliwie mocno ucierpiała po przeżytym Lamencie, więc czytelnik może czuć się odrobinę przytłoczony nieszczęściem, które jest prawie namacalne. Po wydarzeniach z poprzedniego tomu Falcio czuje się lepiej jako przywódca, ponieważ cały czas ma głowie naukę przyswojoną wcześniej.
Ogółem, zauważyłam, że Valiana się "wyrobiła", piastując rolę Obrońcy Królestwa. Oczywiście, utrzymywanie książąt w ryzach nie jest najłatwiejsze. Dziewczyna jednak w końcu uwierzyła w siebie i wie, że panowie ziemscy nie mogą pomiatać nią ani sprawowanym przez nią urzędem. Kolejną postacią, bardzo silnie zarysowaną charakterologicznie jest Ethalia, która pojawia się na prawie cały czas trwania akcji powieści, co skłoniło mnie oczywiście do kibicowania jej oraz Falcio. Z drugiej strony, jako odważna kobieta, dość często przeżywa wahania nastroju lub jest niezdecydowana w sprawie swojej relacji z ukochanym. Nie możemy jednak poznać dokładnej przyczyny tego zachowania, a jedynie to, co sama Ethalia decyduje się nam wyjawić. Ostatnim bohaterem, który absolutnie mnie zachwycił był Tommer, czyli waleczność i tona słodkości w jednym. Jego podejście do Aline oraz ambicje, by zostać Wielkim Płaszczem są w jakiś sposób tak urocze, że ma się ochotę zrobić "aww" za każdym razem, gdy chłopiec się pojawia.
Bardzo cieszy mnie fakt, że w tym tomie skupiono się na czymś innym niż ciągłe spiski Trin oraz walka o królestwo. Problem, który się tu pojawił jest zupełnie inny niż dotychczasowe, więc również metody radzenia sobie z nim musiały zostać zmodyfikowane. Poprowadzenie akcji w ten sposób bardzo mi się podobało, ponieważ szczegółowo mogliśmy zagłębić się w religię oraz wierzenia Tristii. Dotychczas Święci i Bogowie byli w tym świecie dla czytelnika czymś ogółem istniejącym, o których pojęcie mieliśmy dość oględne. Teraz na szczęście się to zmieniło. Autor poświęcił też bardzo dużo uwagi skomplikowanej relacji Falcia i Ethalii, którzy muszą nauczyć się żyć w brutalnym i niebezpiecznym świecie w zupełnie inny sposób niż robili to dotychczas. Wszyscy bohaterowie zresztą przechodzą dość poważną zmianę swoich poglądów, co z pewnością było niezbędne, by mogli zrozumieć swoich przeciwników. Cała sprawa z dashini była jednak dość zapętlona i chyba nie do końca przyswoiłam sens tego zamieszania.
W tej części ponownie zmienił się tłumacz, co jest zabiegiem nieczęstym i ciekawym, a jeszcze ciekawsze jest to, że prawie wcale się tego nie odczuwa. Myślę, że wydawnictwo wzięło pod uwagę krytykę korekty z Cienia rycerza, ponieważ w tym zakresie zaszła ogromna, pozytywna rzecz jasna, zmiana. Bardzo cieszy mnie obecność skrzydełek oraz wygląd okładki, która idealnie wpasowuje się w resztę serii.
Z tego, co mi wiadomo, nieuchronnie zbliżyliśmy się do ostatniego tomu serii, ale ja w żaden sposób tego nie odczuwam. Na horyzoncie wcale nie majaczy ostateczna rozgrywka i osobiście uważam, że o przygodach głównych bohaterach można by napisać jeszcze wiele, wiele książek. Miłośnicy książek Sebastiena de Castella powinni być ukontentowani, ponieważ Krew Świętego jest niewątpliwie lepsza od swojej poprzedniczki. Oby finał tetralogii był równie spektakularny!
Ines de Castro
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz