środa, 12 października 2016

Recenzja #51 - Czy w załączniku można wysłać miłość?

#51

Tytuł: Załącznik - Attachments
Autor: Rainbow Rowell
Seria: -
Czytelnicze wyzwanie: -
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Tłumaczenie: Magdalena Słysz
Rok wydania: 2016

Opis z okładki
Lincoln O'Niell nie może uwierzyć, że jego praca polega na czytaniu cudzej korespondencji. Zgłaszając się na stanowisko ,,administratora bezpieczeństwa danych", wyobrażał sobie, że będzie budował systemy zabezpieczeń i odpierał ataki hackerów - a nie pisał raport za każdym razem, gdy dziennikarz działu sportowego prześle koledze sprośny dowcip.
Natrafiwszy na e-maile Beth i Jennifer, wie, że powinien wysłać im upomnienie. Ale ich pokręcona korespondencja na temat spraw osobistych bawi go i wciąga. Kiedy sobie uświadamia, że zakochał się w Beth, jest już za późno, żeby tak po prostu nawiązać z nią znajomość. Co miałby jej powiedzieć...? ,,To ja jestem facetem, który czyta twoja e-maile i... kocham cię"?

Opis fabuły
Lincoln ma nową pracę. Spodziewał się po niej czegoś naprawdę ekscytującego - czegoś, gdzie mógłby wykazać się swoim geniuszem komputerowym. I myślał, że właśnie tak będzie, bo tacy ludzie na pewno są potrzebni w redakcji znanej gazety. Tymczasem... Lincoln ma kontrolować maile pracowników - czy piszą o prywatnych sprawach z komputerów z pracy, a jeśli tak, to o czym korespondują. I tak właśnie poznaje Jennifer i Beth - dwie przyjaciółki, które nic nie robią sobie z osoby czytającej ich maile. Lincoln powinien wysłać im upomnienie, ale przecież nie robią nic złego, a poza tym... Lincoln je polubił. Zwłaszcza Beth. Pytanie tylko, czy Lincoln znajdzie w sobie odwagę, by wyznać jej swoje uczucia? A nawet jeśli, to jak Beth zareaguje na prawdę?

Ocena
Bardzo stęskniłam się za twórczością pani Rowell, bo jej ostatnia książka, jaką czytałam to Eleonora i Park. Tamta powieść niezmiernie mi się podobała. Wiedziałam, że Załącznik jest bardziej powieścią obyczajową niż młodzieżówką, ale nie zaszkodzi spróbować. Tak oto poznałam historię Lincolna i Beth. Fragmenty opowiadające o głównym bohaterze są opisane w narracji trzecioosobowej, natomiast Beth poznajemy tylko z perspektywy jej maili z Jennifer. Przyjaciółki są takimi stereotypowymi kobietami - chcę, ale nie chcę i nie wiem, czego chcę. Natomiast Lincolnowi ciągle ktoś wmawia, że jest beznadziejny - dorosły kawaler mieszkający z matką, bez znajomych. I właśnie to, że biedak ciągle wysłuchuje takich uwag sprawia, że czytelnik również go takim postrzega. Wątek pojawiającej się znikąd Sam jest niepotrzebny, bo nic nie wnosi do lektury. Natomiast te cudowne przemiany Lincolna... nie wiem, czy mają jakiś sens. Przez nie tym bardziej postrzegamy go jako samotnika i nieudacznika życiowego. Bohaterkami, które nie przypadły mi do gustu były Eve i mama Lincolna. Ciągle próbowały narzucić mu swoje racje, a w końcu to dorosły facet, prawda?

Na to, na co czekają wszyscy, na romantyczny punkt kulminacyjny, Rainbow Rowell każe nam czekać niezwykle długo. Końcówka natomiast gna na łeb, na szyję, by nie przydłużać i jakoś sensownie zakończyć historię Beth i Lincolna. Podobała mi się ta zmienność, jeśli chodzi o formę: raz maile Beth i Jennifer, raz opis życia głównego bohatera. Na szczęście, akcja nie jest okraszona niezrozumiałymi pojęciami informatycznymi ani niczym w tym stylu. Pozwala jednak wejść w redakcję gazety ,,od kuchni" i zobaczyć, jak wygląda życie dziennikarza. Należy liczyć się z tym, że jest to książka napisana przez Rowell dość dawno i akcja toczy się na przełomie 1999 i 2000 roku. Cała powieść jest dość przyjemna, ale jednocześnie ciut monotonna. W pewnym momencie zaczęła mnie męczyć i musiałam ją odłożyć, by potem skończyć lekturę z większym zapałem.
Okładka wpasowuje się w klimat powieści, ale przysłowiowego szału również nie ma. Ładna pastelowa barwa, tytuł i dwa krzesła - minimalizm może nie jest zły, ale widziałam ładniejszą propozycję wydania tej powieści. Doczepię się też do tłumaczenia - wydawało mi się, jakby niektóre zdania były tłumaczone słowo w słowo, przez co traciły swój sens. Wiadomo przecież, że po angielsku coś brzmi zupełnie inaczej niż po polsku i moim zdaniem wręcz zbrodnią jest tłumaczyć angielski dosłownie - no wtedy mam taki galimatias, jak czasem z Załączniku.
Ocena książki: 7/10
Ines de Castro

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu HarperCollins Polska!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.